Pani trener o męskich, surowych
rysach twarzy uśmiechnęła się posępnie do całej grupy dziewcząt
gromadzących się leniwie przy pierwszej linii boiska. Trzeba
przyznać od razu, bez bicia, że nie była urodziwą kobietą i z
całą pewnością nigdy nie wygra miss universe. Ba, nie wygrałaby
nawet miss kotleta z przydrożnego baru. Ale cóż można poradzić
na sterydy w młodym wieku i wredne usposobienie do całego świata?
- NIC! Nic a nic nie rozumiecie,
tępe istoty... - zaczęła stając w króciutkiej sportowej
spódniczce przy niesłuchającym jej tłumie. A cały komizm tej
sytuacji opierał się na jej dziwacznie niepasujących owłosionych,
męskich nogach. Wprawdzie, skoro już się czepiamy szczegółów,
trzeba by nawet rzec, że wyglądała jak transwestyta, ale to inna
historia, w którą nikt o słabych nerwach nie powinien się
wdrążać. I to wcale nie jest w formie jakiejś komedii, to poważny
dramat bez udziału kobiecości.
- Nie, Ginny, to znowu nie ten ton.
Po prostu nie tak to wymawiasz.
Wszyscy skupili swoje rozproszone
oblicza w stronę opartego o framugę drzwi pana Ticketa. Podła z niego istota, nikt się nie
dziwił, gdy ktoś "niechcący" potkną się o ołówek,
który "niechcący" wpadł pod nogi belfra i "niechcący"
spowodował złamanie całej kości piszczelowej.
- Wy nic nie warte gnojki, znacie
może te uczucie, kiedy to JA zasadzam WAM kopa? - warkną powoli
kuśtykając w ich stronę. - Widzisz? To właśnie tak powinno
wyglądać. Głowa lekko opuszczona, że niby masz ich gdzieś i nie
wkładaj w to serca. I z pogardą, kotku, z pogardą... - właśnie
tak zaczęła się kolejna z rzędu zwyczajna i męcząca lekcja
wychowania fizycznego w Publicznym Liceum w Chicago. Męcząca z
racji coraz częstszych wizyt znienawidzonego belfra, a zwyczajna z
powodu rutynowego spóźnienia się Megan. Wparowała na sale
otwierając z hukiem podwójne drzwi. Dumnie krocząc środkiem nie dostrzegła zirytowanych spojrzeń dziewczyn i czegoś na kształt ironicznego
zadowolenia pana Ticketa.
- Nie przepraszam za spóźnienie –
rzuciła przez ramię do krzywiącego się Ticketa i tak jak reszta
zaczęła się rozciągać, co utrudniały jej niemiłosiernie króciutkie, przepisowe szorty.
- Nie, na tą tutaj nie ma mocnych.
To stracona sprawa, za którą kryją się moce nieczyste... -
mruknęła nauczycielka, przykładając dłoń do policzka i tak jak
się przyzwyczaiła, najzwyczajniej w świecie pominęła ją z
ubolewającą miną.
- Hmm... Panna Thompson... - zaczął
drwiąco nauczyciel.
Dziewczyna przerwała na chwilę
nieudolne skłony i wyprostowała się jak na komendę.
- Hmm... Pan Ticket, znowu się
spotykamy. Widzę, że gips otworzył pański ograniczony umysł na
wychowanie fizyczne - uśmiechnęła się zadziornie.
- A to ciekawe... Jesteś ty... Na
lekcji... Coś tu nie gra - udał zamyśloną minę, a następnie
odegrał teatralne oświecenie. - Ach! No tak! Zapomniała panienka
swoich kłopotów... - zlustrował jej zmrużone ze zdziwienia oczy i
gwizdnął, pokazując komuś gestem, aby podszedł bliżej.
Niechętnie odwróciła się w tamtą stronę.
Mord. Ze światkami, bez światków... wszystko jedno! Ticket miał być trupem w tej właśnie chwili.
Mord. Ze światkami, bez światków... wszystko jedno! Ticket miał być trupem w tej właśnie chwili.
- Nie zrobi pan tego...
Nie miała wychowania
fizycznego z chłopakami od dobrych dwóch lat, kiedy to wycieła
kawał całej drużynie futbolowej. Czy ten szelmowski dziad nie
wpadł na to, że miała w tym swój konkretny i niecny cel!
- Nie może pan tego zrobić! Pani Conductor... on nie może tego zrobić, prawda?! Prawda? - Próbowała się jakoś ratować w każdy możliwy sposób. Taa, w odpowiedzi dostała jedynie diabelski uśmieszek i już ta piekielna dwójka zacierała ręce ze złowrogim chichotem.
- Nie może pan tego zrobić! Pani Conductor... on nie może tego zrobić, prawda?! Prawda? - Próbowała się jakoś ratować w każdy możliwy sposób. Taa, w odpowiedzi dostała jedynie diabelski uśmieszek i już ta piekielna dwójka zacierała ręce ze złowrogim chichotem.
- Przeznaczenie... - Sam zaszedł ją od tyłu, próbując nieudolnie
objąć ją w pasie. Brutalnie zrzuciła z siebie ciężar oddając łokciowy cios prosto w jego żebra. Odwróciła się
gwałtownie.
- Nie!
- No pewnie, że nie... - wtrącił
się momentalnie Ticket. - Patrz jakie to chude. - Podniósł jedną
ze swoich kul i dźgną ją boleśnie w bok. Teraz skierowała wzrok
na niego z chęcią mordu.
- Uuu... Uwaga, prze pana, ona
gryzie - ostrzegł od razu chłopak i przytrzymał idącą w stronę
nauczyciela Megan.
- Pusz... czaj! - wierciła się na
wszystkie strony, aż w końcu zdołała się wyrwać ze szczelnych
sideł tego złego człowieka.
- A szczepiona ona w ogóle? -
podtrzymał rozmowę kuśtykając w stronę Sama.
- A żebym to ja wiedział. Ugryzła
mnie już chyba z tysiąc razy...
- Lepiej się zamknijcie, bo nie
odpowiadam za złamania, trwałe uszczerbki na zdrowiu psychicznym,
padaczkę i poważne skaleczenia, które wszystkie po kolei wam
zaserwuję z uśmiecham na twarzy! Gramy w jakąś brutalną grę! -
ryknęła od razu, odwracając się rozjuszona w stronę dwóch klas
w króciutkich, wrzynających się szortach i obcisłych,
jaskrawopomarańczowych koszulkach. W sumie to można by nawet rzec,
że były o wiele za małe. A puenta tego kawału była następująca:
chłopcy jak i dziewczyny nosili ten sam przymały rozmiar koszuli
jak i spodenek
- Thompson! Na obronę, złotko! -
krzyknął uśmiechnięty od ucha do ucha pan Ticket. I już by mu
pokazała środkowy palec, gdyby nie gromada dziewczyn szarżujących
prosto na nią... z Samem na czele.
- Aaa! - zdążyła tylko wrzasnąć,
zanim ją bezwstydnie stratowali jak szmacianą lalkę bez
najmniejszego znaczenia. I tak mniej więcej się czuła, będąc
wdeptaną w poziom podłogi.
W sumie to sufit wcale nie był
taki brzydki, a chłód posadzki taki niekomfortowy... Najważniejsze
było to, że nie musiała w danej minucie grać i oglądać całej
tej zgrai nieudaczników, która aż się prosi o piękny, soczysty
numer ze zgniłymi jajami.
- Hehe! Patrzcie, Thompson leży i
chyba nie żyje! - skomentował z uciechą nauczyciel. Klasnął
kilka razy w dłonie i powolnymi kroczkami zbliżał się do niej,
tak jak cała reszta. Uśmiechnął się złowrogo i pochylił się
nad Megan.
- Ugh... Niech pan się stąd
zabierze - rzekłszy to, odepchnęła twarz pana Ticketa z dwudniowym zarostem. - A wy, łamagi - wskazała na biegnące
do niej dziewczyny - nawet nie podchodźcie, bo nie ręczę za
siebie.
- Jak się dziewczynka
zbulwersowała - usłyszała Sama, który bez trudu przedzierał się
przez stado zapatrzonych w niego uczennic. Był na tyle mądry, aby
zachować pewien dystans.
Pechowo, ich zaćmione umysły
nawet razem nie mogły się równać wspaniałości jej "geniuszu".
Była przebiegła jak lisek chytrusek i wykorzystała zaistniałą
sytuację, pomimo, że buzowała w niej tak duża dawka nienawiści i
złości. Teatralnie przytknęła wierzch dłoni do czoła i
przytrzymała przez chwilę oddech, aby lekko zsinieć na twarzy. Jak
zawsze podziałało bez zarzutu. Odczekała chwilę, aż każdy
ucichnie i uwierzy w jej tandetny teatrzyk. Wtedy się zaczęło.
- Saaam... - udała, że majaczy.
Wyciągnęła błądzącą w powietrzu rękę i patrzyła się przed
siebie swoim zamglonym spojrzeniem. Wszyscy w wielkim skupieniu
rozstąpili się, torując przejście dla zdziwionego chłopaka.
- No chodź tu, cymbale! - powtórzyła zniecierpliwiona, wypadając
tym samym z roli. To było nieważne. I tak połknął haczyk.
- Idę..., kochanie... ? -
zerkną jeszcze raz na pana Ticketa i na resztę, która zrobiła dwa
kroki w tył. Każdy doskonale wiedział, że Megan zdecydowanie coś
knuła. Każdy, oprócz Juliet, która powoli rujnowała cały jej
geniusz zła.
- Matko, Megan... Nic ci nie jest?
- przyklękła przy niej z lekka oniemiałą miną niewiniątka.
- Idź sobie - syknęła szeptem,
chcąc ją ukatrupić.
- Ale... - nie odsunęła się,
ciągnąc swoją grę zbitego psa.
Pomimo podejrzliwych twarzy,
chłopak się nie wycofał. Zatrzymał się przed wyciągniętą ręką
dziewczyny i jeszcze raz rzucił spojrzenie nauczycielowi, który
skierował na nich obiektyw swojego telefonu komórkowego.
- No dalej, ona umiera... Chcesz ją
mieć na sumieniu, ślicznotko? - uśmiechnął się szyderczo do chłopaka,
wciskając przycisk "nagrywaj". - RUCHY... - nakazał,
ładując do buzi dużego, czerwonego lizaka.
Sam zmrużył lekko swoje głębokie,
błękitne oczy w przelotnym zastanowieniu. Starał się ją
rozgryźć, lecz było już za późno. Zaciskała się pętla wielce
skomplikowanego, niecnego planu zemsty. I nawet te niewinne,
głupiutkie stworzonko obok nie mogło by jej tego popsuć.
- Juliet, odsuń się proszę -
ostrzegła po raz ostatni, przez zaciśnięte zęby. Próbowała
powiedzieć to jak najmilszym tonem, ale i tak jej usłuchała i ze
zdziwieniem zrobiła dwa kroki w tył. W przeciwieństwie do niego.
Niespodziewanie ukląkł on zaledwie metr od niej.
- Dlaczego niby ma się odsuwać? -
zapytał podejrzliwie swoim cieniutkim głosem. Złożył ręce na
piersi i odsuną się jeszcze kawałek. Żeby lekko załagodzić jego
wszystkie obawy, z nieprzytomną miną wyciągnęła ku niemu rękę
i dotknęła jego idealnie gładkiego policzka, i po chwili poklepała
go jak zwierzątko.
Wpatrywał się jej prosto w oczy,
próbując odgadnąć do czego zmierza, lecz, gdy tylko skojarzył
sobie tą minę, nie miał już szans. Dziewczyna rzuciła się na
niego i oboje runęli na zimną posadzkę szkolnej sali gimnastycznej.
- Rzuciłaś się na mnie! -
wydusił nie dowierzając, był bowiem przygwożdżony do podłogi. W
sumie mógł się tego spodziewać... Tyle, że takim tycim
szczególikiem było to, że ta zła kobieta była nieprzewidywalna i
niestabilna psychicznie.
- A co, myślałeś, że ci miłość
wyznam?! - ryknęła kpiąco. Zirytowało ją to jeszcze bardziej.
- No wiesz... - strzelił tą swoją
głupkowatą minę luzaka i to przeważyło szalę niezrównoważenia
dziewczyny.
- Jesteś najmniej dojrzałym
bachorem z przystojną buźką jakiego w życiu widziałam! -
spróbowała wycelować pięść w twarz, ale że tego nigdy nie
robiła walnęła w twardą podłogę. Zapiszczała z bólu, ale ręka
była już wcześniej opatrzona, więc po sprawie. Złapała go za fraki i zaczęła trząść, uderzając o podłogę. - Nie ciepię tych
twoich chorych gierek! I wiesz co? Candy zasługuje na kogoś
lepszego! Nie wiem nawet, jak się zmieściła w tym samochodzie razem
z tobą i twoim wielgachnym ego! - kolejny raz chciała uderzyć i
tym razem by się jej udało, ale Sam był szybszy. Złapał Megan za
chorą rękę i przewrócił ją na podłogę. Teraz to on był na
górze i przyglądał się jej uważnie. Musiał ją przytrzymać i
przycisnąć całym swoim ciałem, ponieważ miotała się jakby od
tego zależało jej życie.
- Ekm... Nudzimy się... - wtrącił
pan Ticket, który nie wiadomo skąd skołował colę w plastikowym
kubeczku i teraz siorbał ją głośno.
- Mam cię w jakiś brutalny sposób
przekonać , żebyś ze mnie zszedł? - odparła przyciszonym i
niepewnym głosem, próbując się uwolnić od jego mocnego uścisku.
- A mam wybór? Bo na razie mi się
podoba - wyszczerzył zęby i jeszcze mocniej na nią naparł.
- Zaraz mnie zmiażdżysz -
wydyszała.
Litując się nad nią puścił jej
ramiona. Ona natomiast wykorzystała to i znowu przewróciła go na
plecy, triumfalnie się do niego uśmiechając.
- Ale z ciebie łamaga –
warknęła.
- Jak mnie nazwałaś? - wrzasnął
i znowu się przeturlali, ale Megan nie dała za wygraną.
- Słyszałeś! - próbowała
postawić na swoim, wymierzając kolejny cios. Niestety, kolejny raz
pudło.
- Dobra! - Krzykną, lekko mówiąc,
wyprowadzony z równowagi.
- Dobra!
- Świetnie!
- Wrzuciłeś mnie do śmietnika! -
przypomniała sobie, próbując się utrzymać nad nim.
- Wcale nie! - chwycił jej uda i przerzucił ją pod siebie, przygwożdżając na amen.
- Wcale... TAK! - wystękała, na
powrót się dusząc.
- A ty... - zaciął się na
chwilę, zastanawiając się, co jej wytknąć. - A ty jesteś podła!
- Nienawidzę cię! - razem
wrzasnęli. I tak oto, w niewiadomy sposób pięść Megan spotkała
się z policzkiem Sama, bardzo, bardzo boleśnie...
Nawet fajne. Pisz dalej
OdpowiedzUsuńPisz dalej
OdpowiedzUsuńFajne... Nawet powiem więcej: świetne. Czekam na następny rozdział. :)
OdpowiedzUsuńAHAHAHAHAHAHA!
OdpowiedzUsuńChcę to czytać! Mogła byś mnie informować?? ;D
Gg: 45531844
Albo blog: hermiona-hogwart.blogspot.com
Czy też mail: z.ciastko@gmail.com
Jasne! Cieszę się, że komuś podobają się moje wypociny. :)
UsuńWitaj, twój blog został przez nas nominowany do Liebster Blog Award :) Szczegóły na http://heaven-knows-niebiosa-wiedza.blogspot.com/2014/08/tyle-fejmu-czyli-liebster-blog-award-po.html
OdpowiedzUsuń~ Hermiona Green i Addie Del LaRobbia
Haha, nie ma to jak zakończyć rozdział bójką! :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się i czekam na next :)
Weny, czasu i browarka...
I piiiisz!! :P
Hahahahha XD
OdpowiedzUsuńUwielbiam Meg!
Opowiadanie bardzo humorystyczne i nieźle się przy nim uśmiałam.^^
Jestem ciekawa kolejnej notki!
xo