Wygrzebała z lodówki swój
ulubiony jogurt i zmieszała go z płatkami, masłem orzechowym i
M&M'sami. Ani jej się śniło zjeść coś "pożywnego i
zdrowego" na swój "najważniejszy posiłek dnia".
Prawie nigdy się jej to nie zdarzyło, i chyba tradycja zostanie
podtrzymana, nawet słuchając tych dewotek w porannych programach
dla dzieci. Bez najmniejszego zażenowania pochłonęła całą michę
płatków, rzuciła coś dla Frankie'ego i wyszła w ogóle się nie
śpiesząc. Wprawdzie miała te dziesięć minut na pokonanie trasy
dom-szkoła, ale postanowiła nie widzieć się więcej z Samem. Bardziej zależało jej na utrzymaniu śniadania w żołądku niż na jego widoku.
Wszystko było cenniejsze od Idioty.
Nie zdążyła nawet odejść od
domu, gdy jeep jak grom z jasnego nieba zjechał na chodnik dosłownie
przed nią, torując jej drogę. Nabrała z sykiem powietrza i groźnie
spojrzała na znienawidzonego kierowcę. Sam zachichotał, przy czym
na jego bladych policzkach ukazały się urocze dołeczki. Nie,
żeby Megan to kręciło, albo w jakimś sensie podobało... Nic z
tych rzeczy. Po prostu najzwyczajniejsze stwierdzenie faktu. Zacisnęła
ręce na trzymanych przez siebie książkach i w znaku zapytania
uniosła lekko brwi. Na to chłopak opuścił szybę od strony pasażera i usłyszała jego miękki głos, którego nienawidziła:
- To co, podrzucamy do "placówki
integracyjnej"? - po raz kolejny zachichotał, lecz widząc jak wymija go z najwyższą ignorancją, postanowił dodać coś jeszcze. - Zdążysz w
dziesięć minut? To nie jest tak blisko, a pan Ticket na ciebie nie
poczeka z wycieczką.
I tu ją miał. Nie wiedziała o
żadnej wycieczce, a co gorsza o panu Tickecie. Powoli zatrzymała
się i podeszła z powrotem do samochodu. Oburącz oparła się o
centralną część maski i westchnęła głośno:
- Co znowu za wycieczka?
- No wiesz, do muzeuuum. Na cały
dzień, więc nie będzie lekcji - poinformował ją, podpierając się
na kierownicy. Uśmiechną się promiennie. Wiedział, że nie może
mu odmówić, choćby nie wie jak go nienawidziła, dlatego
wyszczerzył się i wyciągną na drugi fotel, żeby otworzyć jej
drzwi od strony pasażera. Popatrzyła się na niego spode łba,
jakby zrobił coś niewybaczalnego i analizowała swoje ewentualne
wyjścia. Roztrzaskany rowerek nadawał się w najlepszym wypadku na
złom, a jej kochana rodzinka zostawiła ją kompletnie samą, bez
jakiegokolwiek środku transportu, nie licząc oczywiście starej
hulajnogi, którą nie zajechałaby nawet na podjazd. Jeszcze raz
popatrzyła się na Idiotę i niestety musiała się zgodzić na
najgorsze. Zatrzasnęła znienacka drzwi, tak żeby Sam ledwo
zdołał uratować swoją piękną twarzyczkę i obrzuciła go
wrednym spojrzeniem. Po czym podeszła do tyłu i usiadła na tylną
kanapę. Tu było jej wygodnie i przynajmniej nie musiała się na
niego patrzeć.
- Dobra, ale szybko, bo niedawno
jadłam - wycedziła, wpatrując się w odbicie jego niebieskich oczu
w tylnym lusterku auta. Odwróciła wzrok i próbowała myśleć o
jakichś błahostkach.
- Czekamy jeszcze na kogoś -
odrzekł po chwili, powstrzymując się od wybuchu śmiechu. Pechowo,
ten rechot był bardzo zaraźliwy, więc Megan z trudem powstrzymała
się, żeby nie parsknąć jak idiotka. Zacisnęła wargi i wcisnęła
ręce między kolana. Przysunęła się na środek, żeby, wbrew
sobie przyjrzeć się mu i ewentualnie wydusić, co miał na myśli.
- Czyli...?
- Może jednak usiądziesz z
przodu? - zaproponował, wyciągając w jej kierunku rękę.
Spojrzała na nią, przez chwilę kontemplując zaciekle. Jego
promieniejące oczy patrzyły na nią z lekkim rozbawieniem, a
koszula, którą miał na sobie, pachniała tak wspaniałą wonią
gumy do żucia i lawendy. Zamknęła oczy i powstrzymała się
chociaż przed popełnieniem tego błędu. Nabrała z sykiem
powietrza i na powrót próbowała przemieścić się bliżej okna,
żeby wysiąść.
- Wiesz, co? Chyba jednak
zaryzykuję i się... - zaczęła, chcąc pociągając za klamkę.
Lecz ktoś ją ubiegł i w jednej chwili władowało się na nią
trzech ogromnych chłopaków. Blondyn i dwójka szatynów usiedli,
ściskając ją na środku. Przywitali się robiąc przy tym niezłe
zamieszanie, przybijając sobie piątki, żółwiki i inne gesty.
Przez to Megan mogła dobrze przyjrzeć się im z bliska. Byli lepiej
zbudowani, niż Sam. W sumie on nie miał nawet zaczątków bicepsów,
w porównaniu do tego siedzącego obok. Każdy miał starannie
dobrane ciuchy i dodatki, a twarze dość poważne i idealnie
opalone. Znała ich. To były "psiapsułeczki" Samusia.
Wszędzie ze sobą chodzili, zapewne osobno nie potrafiliby nawet
skorzystać z toalety. Och, tak. Ten moment byłby idealny, żeby
tylko tak bardzo ją nie zgniatali tymi idealnymi ciałami, bo to,
wbrew pozorom, trochę bolało.
- Dziś wielki dzień - wrzasnął
ten najlepiej zbudowany z brązową czupryną, chyba od futbolu. A
przynajmniej świtało jej coś w głowie - kilka razy widziała go
na boisku, kapitan tej ich marnej
"drużyny".
- Zmknij się, idioto - warknął
Sam, wskazując na próbującą złapać oddech dziewczynę. Był
praktycznie odwrócony do nich. Nie zważał na to, że wciąż stali w poprzek chodnika, zawadzając ludziom. W jednej sekundzie wszyscy
spojrzeli na nią, całe towarzystwo z tyłu znieruchomiało
rozumiejąc, że nie są sami. Zapadała niezręczna cisza. Lekko krępująca sytuacja
ciągle nie chciała się zmienić, a nikt nie podejmował żadnego
działania oprócz patrzenia się. Oczy - intensywnie ich używali.
- Nie przeszkadzajcie sobie, może
jakoś przeżyję bez tlenu, w końcu ewolucja matką każdego
organizmu - przerwała milczenie, wiercąc się jak tylko potrafiła.
Popatrzyli po sobie, a przez ich
twarze przebiegło krótkie rozbawienie.
- Megan, jak mniemam - zaczął w
końcu blondaś siedzący najdalej od niej. Przegrupowała się
trochę, popychając mięśniaka łokciem i w miarę się odwróciła.
W pewnym sensie poskutkowało, ponieważ widziała go bez zarzutów...
wciąż na bezdechu. Miał bystre oczy, które patrzyły na nią z
zaciekawieniem, trochę odróżniał się od pozostałych. Nie był
bosko przystojny, ani nie przypominał przyszłego kulturysty...
dostrzegła jego zapakowany plecak oraz jakiś podręcznik w
ręce... i ją olśniło:
- A... ty... zapewne mózg tej koloni pierwotniaków...
jesteś - próbowała zapobiec zmiażdżeniu swoich płuc,
rozpychając się każdą kończyną. - Wiesz, co? Perspektywa
przedniego siedzenia zyskała teraz wiele na atrakcyjności, ty
KRETYNIE - poinformowała kierowcę, zsuwając się z miejsca. I
właśnie w tej chwili dołączyła do nich Candy, zajmując fotel
obok Sama. Pocałowała go w policzek i przywitała się ze
wszystkimi. Uwodzicielsko odgarnęła swoją platynową szczecinę
obciętą do ramion i spojrzała zalotnie na wpatrzonych w nią
chłopaków. Na Megan w ogóle nie zrobiło to żadnego wrażenia. Ba,
była dla niej niemal obojętna, ale i tak postanowiła zrobić
swoje. Oparała się o przednie fotele i popatrzyła na niego z
wyrzutem. Mimo pięknych ciał przylegających do niej, pomijając
fakt, że to zboczeńcy, nie dała rady usiedzieć w tym aucie
dziesięciu minut. Wepchnęła się między nich i odrzuciła włosy
do tyłu tak, żeby uderzyć nimi o twarz Candy. - Ty znienawidzony
przeze mnie człowieku! - Zwróciła się do niego, wywijając istne
akrobacje, żeby nie dać się zmiażdżyć. - Hej, ty! - wskazała
na bruneta z jej lewej, który wciąż próbował ją objąć. -
Łapska przy sobie!
- RJ, chyba coś niedawno
omawialiśmy... - Sam próbował przywołać do porządku
"obmacacza". Bez większych rezultatów, ponieważ
jego duże, szare oczy wciąż z wielką uwagą wodziły po jej całym
ciele.
- Daj spokój, praktycznie cię
znam, Meg. A więc darujmy sobie tą twoją dziwną gierkę i
przejdźmy do sedna - uśmiechnął się promiennie. Złapał ją w
tali, usadawiając z powrotem na bardzo ograniczonym miejscu, jeżeli
to można było tak nazwać. Oczywiście obok siebie. Szybko się od
niego odsunęła, tym samym wchodząc na kolana osiłka, który też
nie oszczędzał sobie tarcia. Ale głównym problemem został i tak
pan ciacho bez najmniejszej skazy.
- Zabieraj się! Dlaczego jest cię
tak dużo?! - wywrzeszczała, odpędzając jego ręce od siebie.
- Jestem porządnym mężczyzną! I mam
ładną twarz... Powiedz jej, Jack! - zaczął histeryzować jak na
najpiękniejszego przystało. A chwilę później każdy prowadził
kilka odrębnych konwersacji. Nigdy jeszcze aż tak ją nie bolała
głowa. Nie miała pojęcia co zrobić, więc postanowiła zastosować
najlepszą metodę, którą kiedykolwiek mogła sama opracować:
- Wysiadam! Poproszę rachunek -
oznajmiła, przepychając się do drzwi. A żeby to zrobić musiała
się prawie położyć na osiłku Jacku. Z czego jak najbardziej
skorzystał. - Będziesz się tak na mnie gapił, czy otworzysz te
cholerne drzwi?! - warknęła do niego.
- Poniekąd się boję – bąknął,
rechocząc pod nosem.
Odwróciła się
majstrując przy drzwiach, aż w końcu usłyszała kliknięcie
blokady zamków, a następnie dostrzegła, jak Sam wkłada kluczyk do
stacyjki. - O nie, nie nie! - wskazała na złowrogo śmiejącego się
Sama. - Nawet mi się nie waż, bo zostaniesz kaleką do końca
życia! - zapewniła z miną seryjnego mordercy, którym obiecała
sobie zaraz zostać. Lecz tak jak zawsze posłał jej tylko ogłupi
uśmieszek i wcisnął gaz do dechy. Gwałtowny ruch samochodu
zepchną ją na klatę, jak się domyśliła, Jacka, i szarpnął w
bok. W końcu zrozumiała, że tych płatków długo w żołądku nie
utrzyma. Dlatego zaczęła gorączkowo rozglądać się za
jakimkolwiek wyjściem na zewnątrz. Choćby miała wyskoczyć przez
okno. Zzieleniała oparła się łokciem o kolana umięśnionego
chłopaka i popatrzyła mu w oczy.
- Załóżmy, że otworzę
okno, do którego nie dosięgam. Wypchnąłbyś mnie wtedy skracając
moje cierpienie? - zapytała bez ogródek, powstrzymując swój
gniew, który coraz bardziej chciał znaleźć ujście z jej
napiętego ciała.
Pierwsza reakcja na jej, niemalże
w jej języku, błaganie - roześmiał się. Nie myślał, że mówi
serio, ale z jej miny mógł wywnioskować tylko jedno - że to
najzwyczajniej w świecie żartem nie było. Z wciąż przyklejonym
uśmiechem na twarzy odchrząknął i wymruczał:
- Księżniczko, po co marnować
tak cudowną... osobowość? - spojrzał na jej pupę i ponownie
zarechotał. - Wystarczy wypchnąć tego obok – spojrzał na RJ'a,
który zawzięcie z kimś smsował. Na widok ich spojrzeń od razu
przerwał i wyskoczył z tekstem:
- To jak będzie, dasz się
zaprosić na obiad lub ewentualnie poobłapiać?
- RJ! - wrzasną rozwścieczony
Sam.
- Do kwestii wypychania wrócimy
później – obiecała "superklacie" i spojrzała na Sama.
Właśnie puścił kierownice i odwrócił się do całej czwórki.
Wytrzeszczył oczy i każdy domyślił się, że to nie jest znak
pojednania. Widok Megan leżącej na chłopakach, nie za bardzo go
zachwycił. Spojrzeli po sobie i po raz kolejny wypadło na Megan.
Zgodnie wskazali na dziewczynę, a ją było stać tylko na niewinny
uśmieszek. - Megan! Co ty na nich wyprawiasz?! Wiesz... - zaczął
z miną, jakby właśnie dostał w twarz - to bardzo...
nieprzyzwoite! I jestem bardzo... twoją postawą... zawiedziony! -
wyjęczał, próbując nie wybuchnąć, po czym wskazał brodą na
siedzącego po drugiej stronie chłopaka. - George, to twoja wina!
Pilnuj tych nieokiełznanych potworów - prawie wykrzyczał i na
powrót przeniósł wzrok na Megan.
- Hmm... zazdrosny jesteś? -
wypaliła. A że w dalszym ciągu leżała na "herkulesie",
o wiele jej sprawę ułatwił. Oparła się o stalowe mięśnie,
boleśnie się przekręciła i usiadła na nim w odważnej pozycji.
Zarzuciła mu rękę na szyję i zrobiła wredną minę.
- Nie.... O nie! - pomachał z
niedowierzaniem głową, a jego oczy rozbłysły czystym gniewem.
Zanim ktokolwiek zdążył załapać co się dzieje, rzucił się na
Jacka. Dwójka po lewej od razu zareagowała, odpychając go i
uspokajając. Nie miała pojęcia, co tak na niego zadziałało, ale
musiała się przyznać, że serce podeszło jej do gardła.
Oczywiście nie dała po sobie tego poznać. Utkwiła wzrokiem w
miotającego się bałwana i zdała sobie sprawę z jednej ważnego
szczegółu, którego wcześniej nie dostrzegła - nikt nie kierował
samochodem, a zbliżali się do zakrętu.
- Dobra, już siadam - burknął
wciąż zerkając na tyły. - Ale jeszcze pogadamy. Tak, mówię o
was, matoły - wycedził, celując w RJ' a i Jacka paluchem. Oboje
skrzywili się na tą myśl i zaczęli się nawzajem obwiniać. A w
tym samym czasie Candy ujęła w dłonie twarz Sama i zaczęła
go pocieszać z głupkowatym uśmieszkiem na swoim wymazanym
kosmetykami obliczu. Kompletnie się na niej skupił, a skręt był
coraz bliżej.
- Sam... - zaczęła lekko
zaniepokojona. - Pajacu!
Wciąż nic.
Nie, dureń na pewno to widzi -
uspokajała się Megan. Nie, nie dała rady. Cycata lalunia była dla
niego ważniejsza:
- Sam, kierownica! - krzyknęła
przeraźliwie, mając przed oczami wielki budynek. W mgnieniu oka
chwycił "ster" i w ostatniej chwili mocno zakręcił. Bez
jakiegokolwiek uprzedzenia odskoczyła od Jacka, lądując na drugim
napaleńcu.
- Bez dotykania! - fuknęła
ostrzegawczo, a chłopak uniósł teatralnie ręce dając znak, że
nic nie robi. Złapała się za głowę i próbowała pozbierać się
po ostrym szarpnięciu. Lecz gdy rozejrzała się, zrozumiała, że
na nikomu to co się tu dzieje nie zaimponowało. Każdy wrócił do
poprzednich zajęć. Tak jak ona miała zamiar to zrobić. Z lekkim
zdziwieniem na twarzy podczołgała się do trzeciego przystojniaka,
co było jej nowym planem. - To teraz oficjalnie, bystrzacho. Megan
mam na imię - wysapała. Spojrzeli sobie w oczy i przez chwilę
odpowiadały jej same krzyki pozostałej części "załogi".
- A mnie te stado barnów nazywa
George - podał jej rękę i schował swoją książkę. Bez wachania
uścisnęła ją i wyszczerzyła zęby.
- Miło mi. A teraz pozwól, że
usiądę ci na kolanach, ponieważ czuję się dotknięta. I to nie
jeden raz...
- Bo nikt tu mnie nie słucha! -
wtrącił Sam.
Odwróciła się do dwójki, na
których leżała i zmroziła ich karcącym spojrzeniem. Oboje
spuścili głowy udając skruszonych, a później powrócili do
"pomagania" jej rękoma.
- Jasne, wszystko, żebyś była
nienamacalna - odparł z jeszcze szerszym uśmiechem. Na to Megan nie
czekając ani chwili dłużej, stanęła na kolana i przekręciła
się na bok, aż w końcu miała tą sposobność usiąść na nogach
George'a. Odetchnęła z ulgą opierając się plecami o drzwi. Teraz
miała idealny punkt obserwacyjny na każdą rękę w tym
samochodzie.
- Dzięki - odparła po chwili. -
Całkiem nieźle się na tobie siedzi.
- Zawsze do usług - dodał i oboje
skwitowali to wybuchem śmiechu. Jeszcze raz spojrzeli po sobie i w
końcu Megan poczuła, że czuje się dobrze. Chłopak był w
prawdzie podobny do Sama z wyglądu i kretyniastego koloru włosów,
ale od niego biło w swoim rodzaju ciepło, którego nie mogła
opisać. Wiedziała, że mogła się z nim zaprzyjaźnić choćby
dzisiaj. A przynajmniej nie miałaby nic przeciwko.
- Wiecie, może nie powinniście
się tak integrować? - napomknął Sam, przyglądając się im w
każdym możliwym lusterku z niezadowoloną miną. Candy w dalszym
ciągu trzymała go za rękę, szepcząc coś do ucha. Wyglądało to
tak kiczowato, że teraz zapewne każdy z chęcią puściłby pawia.
Ich spojrzenia po raz kolejny spotkały się w tylnym lusterku. Teraz
w głębokim błękicie dostrzegała nutę rozwścieczenia i złości.
No a że trzeba nazywać rzeczy po imieniu, nie można pominąć
faktu, że byli na siebie źli jak nigdy dotąd. Każde chciało
przyłożyć drugiemu wszystkim, co dorwie. Choćby to była agrafka.
Pokazali sobie języki, po czym skierował wzrok na szkolny parking,
na który właśnie wjeżdżali. Przed boiskiem zaparkowane były dwa
potężne autobusy szkolne, a wokół nich zebrała się gromada
uczniów z kilku klas. Na czele stał jeden, lekko siwy nauczyciel.
Megan aż za dobrze go znała, a on za dobrze znał ją. Oboje zawsze
wchodzili sobie w paradę, zazwyczaj nieświadomie. Zabawne, że nikt
jej o tym nie uprzedził. Ot taki spontaniczny wyjazd do
znienawidzonego przez wszystkich muzeum.
- Wysiadka - rykną Sam, kiedy
znienacka zahamował. Najpierw popatrzyli się na niego nie wiedząc
o co chodzi, a dopiero później posłusznie wypakowali się z
samochodu, a raczej wypadli. Wychodząc jako pierwszy, mocno trzasną
drzwiami i popędził, żeby otworzyć je też Candy. A że Megan i
George byli w najmniej komfortowej sytuacji, wyczłapali się
ostatni, obijając głowy o sufit. Ale w końcu zrobili to, wciąż
powstrzymując śmiech. Musiała się przyznać, że w pierwszym
zamyśle nie miała zamiaru nikomu dziękować za podwózkę w tej
ciasnocie, ale że Idiota miał fajnego przyjaciela, postanowiła to
zrobić. Przecież ktoś musi choć trochę złagodzić sytuację. A
więc okrążyła razem z George'em samochód i już otwierała
usta..., niefortunny zbieg okoliczności sprawił, że
trafiła na moment, w którym całował się z Candy. I nie było to
jakieś zwykłe cmoknięcie. Aż trudno było uwierzyć, że to nie
jest scena z jakiegoś romansidła. Sam naparł na nią i jeszcze
mocniej, wpił się w jej usta, a bogini prostownicy założyła mu
ręce na szyję i przycisnęła do siebie. Nawet RJ' owi opadła
szczena i nie odpisał na wciąż przychodzące sms'y. A cisza wokół
i opuszczone kopary mówiły same za siebie.
- To... to powinno być zakazane! -
wykrzyczała w myślach. Za publiczne okazywanie uczuć są kary, a
ona już obmyślała, jak ich wsadzić za kratki na dożywocie. Nie
mogła na nich patrzeć. Odwróciła wzrok w inną stronę
powstrzymując łzy wściekłości. Nie chciała wiedzieć co tak na
nią działa, i dlaczego, ponieważ miała inną potrzebę, która
przyćmiła wszystko. Odczekała w ciszy, aż w końcu się od
siebie oderwą i wkroczyła do gry. Sam patrzył się na nią z
nienawiścią, aż niemalże od niego iskrzyło, to nie
przeszkadzało. Sama wyglądała niewiele lepiej. Bezceremonialnie
otarł usta wierzchem dłoni, lecz bez krzty uśmiechu. Wciąż
przyglądał się jej z tym przerażającym błyskiem w oku. Podeszła
powoli do skwaszonego Sama zaciskając dłonie na pasku torby, po
czym grzmotnęła w niego z całej siły:
- Dzięki za podwózkę!
Odwróciła się na pięcie. Nie spojrzała za siebie i nie miała
zamiaru jeszcze kiedykolwiek patrzeć na jego amory... nie
chciała widzieć tego bufona. Nie zasługiwał na jej przetrawione patki ze śniadania... Nawet walnięcie go torbą nie było jego
warte. Wytarła z policzków łzy i przyspieszyła tępa, żeby jak
najszybciej dołączyć do grupy.
Patrząc na to, Sam miał
nieodpartą chęć zacząć się z nią kłócić. Po prostu pójść
tam i ją zaczepić, tak jak to zawsze robił. Ale wiedział, że
prawdopodobnie nie wyszedłby z tego żywy. Złość kipiała w nim
uświadamiając mu, co właśnie zrobił. Może miała rację
przezywając go od różnych... może po prostu stwierdzała fakty. Przeklną pod nosem i z całej siły walnął pięścią w bok
samochodu, aż w karoserii powstało niewielkie wgięcie. Szarpnął
za swój plecak, bez słowa ruszając w kierunku dziewczyny.
Matołowaty skretyniały gamoń!
Nawet to nie oddawało jego prawdziwego antyuroku. Z wielką chęcią
zawróciłaby i jeszcze mocniej mu dokopała. Nie miała żadnego
motywu, ale widząc ich, coś w niej zaskoczyło. Coś, co bolało
jak diabli i nie dało się za cholerę pozbyć. Zagryzła wargę
uspokajając się. Jej dłonie były ściśnięte w pięści i tylko
szukała zaczepki, żeby komuś spuścić łomot. A najlepiej osobie
z blond czupryną i niebieskimi jak denaturat oczami! Podeszła do
grupki ludzi i nawet nie musiała użyć perswazji, żeby zeszli jej
z drogi. Zapewne sam jej wygląd budził w każdym zgrozę. Ale to
były niezbite fakty - wyglądała jak koszmar każdego frajera.
- ... i nie mówcie do mnie "panie
profesorze" - wszyscy z uwagą wpatrywali się na odstawianą
przez pana Ticketa szopkę z elementami przedrzeźniania uczniów. -
Albo "panie Ticket'cie" - powiedział przeraźliwie
cieniutkim głosem. - W ogóle do mnie nie mówcie i na mnie nie
patrzcie, rozumiecie? Jesteście po prostu stadem baranów, które
pewnie nawet nie przetwarza tego, co do was mówię - dokończył z
ponurą miną. Och, ona aż za dobrze wiedziała co miał na myśli.
Sama chciałaby się rozpłynąć i uciec od tych pełnych
przerażenia ślepiów. I miała taką okazję - autobusy były
otwarte. Teraz potrzebowała jednego...
- Ty, pulpet - zwróciła się do
potężnego chłopaka z gimnazjum. Wyglądał jak przeciętny haker i
na sam dźwięk jej głosu kręcone włosy stanęły mu dęba. -
Wiem, że masz M&M' sy! Dawaj! Albo...
- Nie chcę wiedzieć! Wciąż
chodzę do psychologa. Bierz i zostaw mnie w spokoju! - spanikował,
wyciągając z plecaka niewielkie opakowanie cukierków.
- Czekoladowe, a nie orzechowe,
gamoniu!
- Już, tylko nie po twarzy! -
skulił się i rzucił jej ulubione słodycze.
Podeszła do niego i wcisnęła mu
do ręki kilka dolarów.
- Dobry z ciebie dzieciak. Może
wyjdziesz jeszcze na ludzi - wybąkała i poczłapała do pojazdu.
- Hej ty tam... - zaczął nauczyciel
obojętnym tonem. - Muszę przeliczyć...
- Dobrze, psze pana. Niech pan
powtarza materiał z podstawówki. Przecież ktoś w tym kraju musi
umieć dodawać - wydukała, wchodząc po stromych stopniach
autokaru.
- Stop - zatrzymał ją na ostatnim
schodku. Niechętnie odwróciła się i przewróciła oczami. -
Podlegasz mojemu wspaniałemu geniuszowi..., i ja ci to mówię, że
masz tu przyjść... inaczej lunch z dyrciem.
W tej chwili wszyscy w napięciu na
nią spojrzeli, czekając aż coś odpowie. Oczekiwali od niej czegoś
głupiego i niezgodnego z prawem. A co miała niby zrobić?
Zatańczyć? Niestety, nie dzisiaj. Spojrzała w tłum, gdzie
odnalazła wzrokiem Sama z miną zbitego psa. Skrzyżował ręce na
piersi i bacznie przyglądał się poczynaniom Megan. I wtedy ją natchnęło. Gniew na powrót ogarnął całe jej ciało, nie dając
jej innego wyboru. Oparła się o wewnętrzną ścianę autokaru i
spuściła wzrok na buty.
- Jeżeli pan jeszcze nie zrozumiał
mojej subtelnej aluzji, to może dodam jakieś sprostowanie -
spojrzała się w jego niewzruszone oczy. - Tak jak pan ma swoich
uczniów, tak i ja pana zachcianki, mam gdzieś. Najzwyczajniej w
świecie to walę!
Uczniowie stali oniemiali
spoglądając to na nią, to na nauczyciela. Nikt nie miał tyle
odwagi, żeby pogratulować postawienia się temu znęcającym się psychicznie potworowi.
- A teraz – kontynuowała
grzecznie - idę usiąść na ten cholerny fotel i zjem te oto
cukierki. I naprawdę nie obchodzi mnie, co pan zrobi! A najlepsze
jest w tym to, że nikt mi w tym nie przeszkodzi! - spojrzała
wyzywająco na Sama i weszła do środka. - Aha, proszę powiedzieć
Brunnerowi, że na lunch chcę schaboszczaka.
Rzuciła się na miejsce z samego
tyłu i założyła ciemne okulary, a na nie naciągnęła kaptur.
Przesuwając się jak najbliżej okna podkuliła nogi, nie przejmowała się, czy coś z nią zrobi, czy nie... I tak miała
już pełną "kartotekę szkolną", którą trzeba było
przedłużać dodatkowo wklejonymi kartkami. Jeden występek różnicy
nie zrobi. Wpatrywała się jeszcze przez chwilę na zszokowaną
grupę i próbowała zgubić wzrokiem Sama. Gdzie tylko nie spojrzała
widziała albo go albo jego niunię. Jedyny tego plus był, że nie
byli razem. To się dla nich chwaliło. Pan Ticket najwyraźniej
uszanował jej wybór i zmienił temat, powracając do nękania
swojej klasy. Otworzyła swoją upragnioną paczkę M&M' sów i
modliła się w duchu, żeby wystarczyło jej do końca drogi.
Jak się okazało, cukierki
skończyły się po całych dwóch minutach drogi. Wiedziała, że
wszyscy na nią patrzą.
- Jeszcze raz pytam - odezwał się
pan Ticket przez mikrofon. - Który. Gnojek. Wyrwał. Mi. Fotostory.
Z. Gazety?! - Wszyscy ucichli jak nigdy. - Dobra... macie zdrowo...
przegwizdane - odwrócił sie do niej i posłał dziwne, mrożące
krew w żyłach spojrzenie. Pomachała mu z durnowatym uśmieszkiem i
schowała się przed kolejnymi spojrzeniami.
- Widzę go - szepnęła Juliet. To
jedyna osoba, która była upoważniona do siedzenia z nią w ławce
i na szkolnych wycieczkach. Nie była jakoś specjalnie obdarzona
inteligencją, lub innymi talentami... w prawdzie nic nie umiała,
ale fuchę najlepszej przyjaciółki ktoś musiał zgarnąć. -
Widzę! Patrz, patrzy na nas! Sam... on jest... i tak ładnie pachnie
- nie mogła powstrzymać słowotoku. Tak jak zawsze.
Wielbienie Samusia to choroba, jak się okazuje, nieuleczalna. Nawet
egzorcyzmy i woda święcona na to nic nie poradziły.
- Nie spojrzę na tego błazna,
choćbyś miała sypnąć na temat fotostory - syknęła szeptem.
- Ale tylko zerknij!On dziś tak
cudownie wygląda! - upierała się przy swoim.
- Lepiej znajdź mi M&M' sy, bo
już czuję kolejną falę złości i płaczu - zaczęła, obgryzając
paznokcie. - Podzielę się z tobą, słowo.
Przyjaciółkaspojrzała na nią z
rozbawieniem i po chwili wrzasnęła na cały autokar:
- Kto ma M&M' sy?
- Czekoladowe - podpowiedziała
szeptem Megan.
- Czekoladowe - dodała, ale nikt
się nie zadeklarował. Nawet nie oderwali się od swoich zajęć, a
w autobusie wciąż panował harmider. Każdy rozmawiał o czymś
innym, robił coś innego... mając ją głęboko - Dla Megan! -
Teraz każdy przerwał swoje i skierował wzrok na drobną blondynkę
z tyłu. Megan zdążyła nasunąć na nos kaptur i, mimo szczerych
chęci, miała ochotę zlać Juliet, za bezinteresowną pomoc. Wtedy
do akcji wkroczył pan Ticket:
- Tylko ja w tym autobusie jestem
upoważniony do ogłaszania ogłoszeń, panno przyjaciółko panny
Thompson - zaczął, podchodząc do dziewczyn na samym końcu. -
Chcesz może władować się w kłopoty tak jak twoja psiapsiółeczka?
- Był już przy nich, oparł się o jej fotel i spojrzał w
przerażone oczy. Łamanie słabych umysłów było poniekąd formą
rozrywki starego tetryka. Westchnęła i po raz kolejny chciała
wywalić swoje głupie sumienie przez okno. Wstała, opierając się
kolanem o fotel i wypuściła powietrze z płuc. Jeszcze jedna kara
na dziś była już dla niej fraszką:
- A jak napiszemy na kartce
ogłoszenie i panu zapłacimy, to przeczyta pan to do swojego
super-hiper mikrofoniku? Przecież... lubi pan różne... płatne
usługi.
Przeniósł na nią wzrok i
wiedziała, że tym razem chyba nie zostanie obojętny.
- Zabawna z ciebie osóbka, Megan.
- Proszę się nie łamać, nie
dużo panu brakuje. Może Candy pożyczy panu kilka skąpych ciuszków
i wtedy... jak będziemy miały drobniaki...
- Słuchaj - zaczął przeraźliwie
poważnie. Zmarszczył brwi, intensywnie się zastanawiając, co
powiedzieć. - Nigdy cię specjalnie nie lubiłem, nawet się nie
starałem..., ale teraz awansowałaś na kolejny poziom - wszyscy
zamilkli, a jedyny hałas stanowiła praca starego silnika pojazdu. W
pewnym momencie nawet ją przeraził widok tych nieprzyjemnie
świdrujących ją oczek. - Pojmujesz?
- Zabawne, bo to ostatnia rzecz
jaką bym chciała pojąć - warknęła, lecz wewnątrz jej osoby
panowała atmosfera obojętności.
- Zobaczymy, czy u dyrektora
będziesz tak... dowcipna - zrobił głupią minę i odszedł. - Dwa
razy - dodał, siadając z samego przodu.
- To co, ma ktoś te M&M' sy? -
skorzystała z okazji, gdy wszystkie ślepia skierowane były na nią.
W odpowiedzi ktoś na początku,
wystawił rękę zza fotela z dużą paczką cukierków.
Czekoladowych, których teraz tak rozpaczliwie potrzebowała. Bez wahania zignorowała karcące spojrzenie opiekuna i poczłapała do
ręki. Złapała saszetkę, muskając wierzch dłoni darczyńcy. Na
widok Sama odruchowo odskoczyła w bok, lądując na jakiejś
dziewczynie. Zuch z niej - wymioty też powstrzymała.
- Gdzie zgubiłeś swoją... pannę?
- warknęła, próbując wstać.
- Leżysz na niej – wychrypiał
rzeczowo, próbując wykrzesać z siebie choć trochę tej wrednej
nutki. Zdecydowanie się nie udało. Jedyny plus tej krępującej
sytuacji - dziewczyna mogła, bez żadnych konsekwencji poobijać tą piszczącą miotłę łokciami.
Podłokietnik boleśnie wbijał jej
się w udo, a Candy, jak się okazało, wcale taka grzeczna i potulna
nie była. I to ją bolało... bardzo. Bólem rozchodzącym się po
całym ciele. Sam, chcąc być miły, uprzejmie wyciągną w jej
kierunku dłoń. Znów to robił - przyszpilał ją swoimi
niebieskimi smutnymi oczami coraz bardziej się do niej przybliżając.
Nawet jej zrobiło się go żal. Na jego nieszczęście na Megan
trzeba było znacznie więcej, żeby się pilotowała. W jej głowie
wciąż siedział obraz sprzed kilku minut. Nawet się nie
zastanawiając, odepchnęła jego rękę.
- George, pomóż mi - wykrztusiła.
Gdy siedzący tuż obok niego
blondyn bez słowa pomógł jej wstać, odetchnęła z ulgą. Obu
obrzuciła pytającym spojrzeniem, lecz nikt nie miał zamiaru
wytłumaczyć jej tych posępnych min, dziwnych humorków... Usiedli
w milczeniu i zostawili ją tak jak stoi.
- Dzięki - bąknęła i niemalże
pobiegła na swoje miejsce. Z nikim nie chciała rozmawiać.
Zwyczajnie przytuliła się do okna i pogrążyła smutki w ulubionych drażetkach.
Moja ulubiona akcja w samochodzie ♥
OdpowiedzUsuńLubiam to :3
http://heaven-knows-niebiosa-wiedza.blogspot.com
Haha... rozdział taki średni, ale mi się podobał... kiedy następny?
OdpowiedzUsuńTo zależy od moich nauczycieli w szkole. Nie prędko.
UsuńO nie! Będę płakać! No dobra jakoś się powstrzymam. W każdym razie pisz szybko... bo się wkręciłam...
UsuńGeorge jest taki fajny xD
OdpowiedzUsuńPoza tym mam ochotę na M&M'sy...
Masz mnie, firma płaci mi grube pieniądze, aby miliony wchodziły na moją stronę, a następnie szły kupować ich słodycze. :)
UsuńBoże ... boże .. Czy to jest świetne ? TO JEST MEGA CUDOWNE , ZAJEBISTE (jeśli jest lepsze określrnie od zajebiste to twoje opowiadanie jest własnie takie ) kocham twoje opowiadanie , potencjał i tyle ile w to wkładasz xD serio , brak mi słów , które mogłoby opisać to co czuje w środku po przeczytaniu rozdziału i musisz dodać szybko następny bo już jestem ciekawa , pozdrawiam
OdpowiedzUsuń/Rose
O jeju, czuję się zawstydzona. Tyle wspaniałych słów w jednym komentarzu.
UsuńCo ty masz do mojej pani z polskiego? XD
OdpowiedzUsuńSpoko, przekażę Wioli :D
OdpowiedzUsuńAle osobiście uważam, że to Kamionowska ma zaślepione oczy ;)
Co to ma być?! Ja chce wiecej i częściej! Błagam, naprawdę, błagam! Także bierz sie do pracy stara dupo :D z tak wymagającym czytelnikiem jak ja nie będziesz miała latwo
OdpowiedzUsuńcudowne to twoje opowiadanie
OdpowiedzUsuńmilo ze mnie poinformowałaś o tym rozdziale już nie mg się doczekac nexta
o boże oni mnie po prostu rozwalają
Yyyyyyyyyyy znaczy Megan i Sam
leżę i nie wstaje
hihi
Zapraszamy na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńheaven-knows-niebiosa-wiedza.blogspot.com
KURDE! Czekam i czekam a rozdziału brak! Powiedz mi cudowna istoto ile mam jeszcze czekać bo długo tak nie wytrzymam!
OdpowiedzUsuńCała opowieść jest dosyć zabawna, pełnia pokręconego świata. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNowa notka - http://heaven-knows-niebiosa-wiedza.blogspot.com/2015/05/a-jednak-nadal-chca-nas-czytac-czyli.html Zapraszamy :)
OdpowiedzUsuń