środa, 27 maja 2015

ROZDZIAŁ III Miotanie piorunami, utknięcie w piekle..., czyli takie tam codzienne czynności. Część 1

      Podróże bywają męczące, szczególnie z elementami zwanymi Sam i Juliet. Po jakże uroczej godzinie spędzonej w korkach, na wysłuchiwaniu jej ochów i achów, porządny człowiek strzeliłby sobie w łeb. Dzisiaj miała okazję doznać prania mózgu z suszeniem i wirowaniem. Może właśnie dlatego, gdy dotarli na miejsce, wszyscy przysypiali, lub nie wiedzieli, co się z nimi dzieje. To zdecydowanie wyglądało na jakiś skutek uboczny słuchania tej paplaniny.
    - Noo, chuligani... jesteśmy na miejscu, jeżeli to szpital dla obłąkanych, lub Alcatraz... - burknął Ticket pod nosem. - Wysiadamy z autokaru parami, zanim się rozmyślę - dodał normalnym dla niego tonem zdychającego kojota. - Proszę – zakończył ciężko.
    - A więc muzeum - zaczęła Juliet, jakby jej się nie znudziło gadanie.
    - Skąd czerpiesz tę siłę? - spytała obojętnie jej przyjaciółka, patrząc na duży gmach z greckimi kolumnami przy wejściu. - Jak będą narzędzia tortur... wtedy pomyślimy nad cieszeniem się     - ucięła i obejrzała się dookoła. Zanim jeszcze wszyscy zdążyli się wywlec z autokarów, minęło kilka minut. A osłodził je Ticket, wygłaszając swoje cenne mądrości . No i, rzecz jasna, przeklinając przy tym na swój zakichany los.
    - A więc, moje drogie łamagi, ta jędza pedagog, całkowicie wbrew mojej woli, poinstruowała mnie jak się z wami obchodzić. Szkoda byłoby nie przekazać tej wiedzy dalej, więc słuchajcie. Macie się trzymać w "jednej grupce" i uważać na różne niebezpieczeństwa, ostre rzeczy, i dziwnych panów w kolorowych gaciach, w dredach czy innym ustrojstwem na łbie - próbował pouczał całą grupę. Znajdowali się w centrum budynku, gdzie sufit nad ich głowami zdobiła ogromna kopuła, a ze wszystkich stron otaczały ich, dziwne rzeczy. Jakby ktoś okradł z tuzin starych chłopskich chałup - każdy mógł sobie pomyśleć. A jednak ten magazyn podejrzanych ostrych kamieni i drugiej świeżości kości, nazywano zapomnianym przez świat muzeum. - A teraz zostawicie pana Ticketa w spokoju - powiedział i wygrzebał coś, co wywołało falę szeptów i chichotów, po czym wciągnął to nosem. - Wujek jest już na wakacjach - dodał, odwracając się plecami do grupy. - A i jeszcze jedno - z powrotem ujrzeli jego upiorne oblicze. Podszedł do Megan i Juliet wymierzając w nie paluchem. - Może... - uśmiechnął się do niej wrednie - ...Juliet będzie odpowiedzialna za cały ten matołowaty bałagan. - Niziutka blondynka zrobiła wielkie oczy i spojrzała błagalnie na dziewczynę u jej boku. Każdy wiedział, dlaczego akurat wypadło na najmniej rozgarniętą uczennicę w klasie. Lecz ten każdy milczał, udając, że nie dosłyszał.
    - Ale... - zdołała tylko wydukać rozpaczliwym tonem. Nawet ona wiedziała, co mógł jej zrobić, jeżeli na czas nie dostarczy mu każdego w jednym kawałku.
    - Jak któreś się skaleczy - dobij, żeby nie było świadków - doradził jej z podłym wyrazem twarzy. - Nie mam zamiaru przeliczać na koniec uczniów, więc bądź rozważna - zakończył i odszedł, pozostawiając całą hordę zdziecinniałych nastolatków w rękach wątłej dziewczyny.
    - Oby ta hołota nakupiła dużo M&M' sów - zaczęła, odprowadzając nauczyciela wzrokiem. Spuściła grono "geniuszy" z oczu tylko na moment... na dosłownie minutę... I niedługo potem stały same w tłumie obcych ludzi.
    - Hej, czekajcie!!! Mieliśmy się trzymać w grupce! - krzyczała w desperacji dziewczyna.
    - Oni mają cię głęboko w dupie - uświadomiła jej obojętnie Megan, tak bez ogródek. - A ty masz u tego starego ćpuna zdrowo przerąbane, kobieto.
    - Tak myślisz? - skrzywiła się na samą myśl, co będzie musiała wyprawiać, żeby zebrać ich do kupy.
    - Ja to wiem. Idziemy ich szukać - obwieściła, znów zakrywając oczy ciemnymi okularami.
    - Rozdzielmy się, będzie szybciej.
    - Dobry pomysł. Ja do sklepu, a ty obcykasz cała resztę - uśmiechnęła się do przyjaciółki, żeby dodać jej otuchy w tych ciężkich chwilach. Nie na długo, gdyż wciąż chciała znaleźć te maszyny tortur i przemielić przez nie Sama.
    - Zwabiaj ich słodyczami - wtrąciła.
    - To oni mieli mi te zasmarkane słodycze kupować! - oburzyła się i tak się rozdzieliły. Ona na starożytnym Egipcie, a Juliet na oceanarium, przez cały dzień poruszały niebo i ziemię, żeby dopaść tych egoistycznych drani. I chociaż minął szmat czasu, obolała Megan przeszła przynajmniej dziesięć kilometrów, wydając fortunę na kolejne paczki M&M' sów, to skompletowały całą drużynę palantów równo piętnaście minut przed zamknięciem. Czasem było trudniej, czasem wystarczał tylko jeden cukierek, kopniak albo groźba karalna. We wszystkich przypadkach musiały dużo nabiegać się po wszystkich skrzydłach tego molocha, ale zrobiły to. Uratowały chudy tyłek Juliet.
    - Powiedz, że masz wszystkie potworki - niemalże wysapała zmęczona tułaczką po kilometrowych korytarzach. Otarła czoło z potu i oparła się o ramię przyjaciółki.
    - Nie mogłam znaleźć jednego - spuściła głowę na kartkę, gdzie zapisała wszystkich obecnych.
    - Co?! - wyprostowała się momentalnie i miała zamiar kogoś uderzyć.
    - Sama nigdzie nie było! A jak go znalazłam, to mi uciekł! - wykrzyczała najszybciej jak mogła. Zerknęła na oniemiałą Megan. W jej oczach znów pojawiła się ta przerażająca iskra złości. Rzeczywiście, od niecodziennej scenki w autokarze straciła go z radaru. Że też to on musiał zniknąć. Wydała z siebie dźwięk podobny do warczenia i pobiegła w tłum. Dała radę dorwać tylko RJ'a z przerażoną miną. Mamrotał coś przez telefon i co chwila na jego ustach malował się coraz większy strach. Podeszła do niego i popchała go na ścianę.
    - Elegancik, ja zadaję pytania, ty odpowiadasz.
Zaskoczony reakcją dziewczyny, pomachał posłusznie głową i schował telefon do kieszeni. Przyszpiliła go wzrokiem i poczekała, aż wymięknie.
    - Gdzie. On. Jest? - zapytała chłodno, nie spuszczając z niego wzroku.
    - Nie wiem - palnął cienkim głosikiem, bez zastanowienia. Nawet samego siebie nie przekonał. Wbił wzrok w podłogę i zamilkł. Jego wielce proporcjonalna twarz pobladła do odcienia papieru, a włosy były w kompletnym nieładzie. Od tych kilku godzin znajomości nie widziała go aż tak roztrzepanego.
    - A chcesz fistaszka? - pomachała mu ostatnią paczką M&M' sów. Nawet jakby sypnął, to by ich za nic nie oddała, ale przecież on o tym nie wiedział. Tak więc śmiało mogła go motywować. Chociaż wyglądał jak truposz i jej zdaniem przydałoby mu się trochę śmieciowego żarcia.
    - Megan, nie powiem - ze zbolałą miną złapał ją za nadgarstki i odciągnął od siebie. Zero obmacywania i świntuszenia. Wpatrywała się w jego oddalające się plecy i kopniakiem przewróciła krzesło obok.
    - Dobra! - krzyknęła za nim i założyła ręce na piersi. Jeszcze raz rozejrzała się po dużym, oświetlonym holu i zmarszczyła brwi. Przecież mogła tego cepa rozłożyć na kawałki. Bez problemu powinna odgadnąć jego tok myślenia. Dokładnie! Genialny pomysł! Zamknęła oczy i skupiła się na nim, po czym pobiegła główną alejką.
Niepostrzeżenie wpakowała się do wielkiej, całkiem puściutkiej sali, z różnymi antycznymi wazami, biżuterią... Zwiedzający kierowali się do wyjść, zupełnie nie uświadamiając sobie, przez co przechodziła. Lepiej dla nich, bo jakby czuli się tak jak ona dawno by wybuchli. Nawet ta grupka beztroskich Japończyków bez gustu. Żadnych trosk, tylko pstrykanie zdjęć i zapiski.
Piskliwy męski głos już dawno ogłosił, że za dziesięć minut zamykają, gdy wszystko w niej się kotłowało. Brnęła w tej ciuciubabce, bez szans na cholerną wygraną. Miała chętkę go znaleźć, ale nie po to, żeby pomóc Juliet, o nie! Ta faza przeszła jej zaraz po tym, jak próbowała przycisnąć RJ'a. Teraz była to sprawa czysto osobista. Zamierzała się z nim kłócić na różne sposoby, o wszystkie nieważne błahostki... Uderzyć go w ramię i sprawić, że na jego twarzy znów zagości ten idiotyczny uśmieszek... A jednocześnie znienawidziła go za to, że gdzieś się zawieruszył i za Chiny nie umiała go znaleźć.
Na boga! Dlaczego myślenie musi być takie trudne?! - wywrzeszczała w myślach.
    - Sam! Chodź tu, ty cymbale! - wydarła się na całe gardło. Obejrzała się wokół licząc na szeroki uśmiech, lecz nikt poza obcokrajowcami nie zwrócił na nią uwagi. Podeszła do nich, próbując wydusić każdy szczególik na temat tego blond szatana.
    - Szukam przyjaciela... - zaczęła, lecz oślepienie fleszami aparatów skośnookich, kompletnie zbiło ją z pantałyku. - Pokój i miłość - pokazała oznaczający to gest i odeszła, przecierając oczy. - Gdzie do cholery jesteś? - szepnęła do siebie, uciekając przed swoimi " nowymi znajomymi".
"Pięć minut do zamknięcia. Proszę niezwłocznie udać się do wyjścia" - wkurzający głosik wciąż powtarzał. Krążyło jej to po głowie, tak jak stara, zacinająca się płyta. Jednak jak głupia biegała po dłuuugich drogach na różne wystawy, obleciała nawet wszystkie składziki.
    - Że też szukam tego zakutego łba - westchnęła, stojąc przed dużymi stalowymi drzwiami. - Co za ironia losu.
Czuła, że coś się święci i to coś niedobrego. Wewnętrzny głosik z kreskówek mówił jej: Nie właź tam, idiotko. Ale kto słucha takich dziwacznych zaczątków rozdwojenia jaźni...? No właśnie. Z dokładnością wszystko obejrzała, wepchnęła palce w szczeliny... i po tym przeglądzie postanowiła tam wejść. Dokładnie tak, jak kilka razy temu.
Musi tam być, czuję to, jak nic!
Wzięła głęboki wdech, po chwili rzuciła się na drzwi i była w środku. Czyli w ciemnym pomieszczeniu oświetlonym tylko odrobiną światła, wpadającą przez szczelinę zamykających się drzwi.
    - Trzymaj drzwi! - ktoś krzykną z głębi ciemności. Tym ohydnie wspaniałym, zachrypiały głosem. Znajomym głosem. Dostrzegała tylko zarysy postaci, z którą tu była, ale to jej wystarczyło. Zrozumiała, co się stało. O wiele za późno jak na człowieka, który chciał wyjść. Usłyszała okrutny pisk i bum... Wrota do jej wolności zatrzasnęły się z niewyobrażalnie przerażającym hukiem. Rzuciła się do nich, szarpiąc za klamkę i waląc pięściami w niepokonany metal, lecz nic nie wskórała.
    - Jeju..., powiedz, że to się nie dzieje - wyjęczała prawie szeptem. Przeklęła w duchu, żeby nikt, ani nic się nie odezwało. A zwłaszcza ten idiota. Głośno przełknęła ślinę i skrzyżowała palce.
Proszę, proszę, proszę... - błagała w myślach.
    - No i patrz co narobiłaś, ciamajdo!!! - rykną zezłoszczony jak nigdy. Aż jej napięte mięśnie podskoczyły do sufitu. Z przyzwyczajenia przesunęła dłonią po ścianie po jej lewej i znalazła włącznik światła. Kliknęła wypukłość, a na środku niewielkiego pokoiku zapaliła się ledwo świecąca żarówka. Teraz o wiele więcej mogła ogarnąć wzrokiem. Kilka metrów kwadratowych było zapchane drewnianymi skrzyniami i różnymi antykami. Umazane ściany zdecydowanie nie dodawały uroku, a nierówno odlane z betonu schodki, na których stała posiadały liczne wykruszenia. Światło oświetliło też stojącego kilka metrów przed nią Sama. Zmrużył powieki patrząc na nią nienawistnie, dokładnie tak jak ona na niego.

2 komentarze:

  1. Mistrzostwo. Jak zawsze.

    Wierny fan,
    Addie Della Robbia vel Oan vel Morgan vel Nott ven Olden
    http://heaven-knows-niebiosa-wiedza.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz ile czekałam? Ponad pół roku! Pierwsze miesiące regolarnie sprawdzałam co się dzieje, ale potem przestałam. A teraz patrzę i okazuje się, że kto zostawial bardzo ciekawy komentarz pod moim rozdziałem. Rany jak ja się stesknilam za nonszalancja Twojego języka. To naprawdę cudowne. Sam i Megan zamknięci razem? Dla mnie bomba! Pisz szybko i informuj mnie.
    Pozdrawiam, puck

    OdpowiedzUsuń