Podróże bywają męczące, szczególnie z elementami zwanymi Sam i Juliet. Po jakże uroczej godzinie
spędzonej w korkach, na wysłuchiwaniu jej ochów i achów, porządny
człowiek strzeliłby sobie w łeb. Dzisiaj miała okazję
doznać prania mózgu z suszeniem i wirowaniem. Może właśnie
dlatego, gdy dotarli na miejsce, wszyscy przysypiali, lub nie
wiedzieli, co się z nimi dzieje. To zdecydowanie wyglądało na
jakiś skutek uboczny słuchania tej paplaniny.
- Noo, chuligani... jesteśmy na
miejscu, jeżeli to szpital dla obłąkanych, lub Alcatraz... -
burknął Ticket pod nosem. - Wysiadamy z autokaru parami, zanim się
rozmyślę - dodał normalnym dla niego tonem zdychającego kojota. -
Proszę – zakończył ciężko.
- A więc muzeum - zaczęła
Juliet, jakby jej się nie znudziło gadanie.
- Skąd czerpiesz tę siłę? -
spytała obojętnie jej przyjaciółka, patrząc na duży gmach z greckimi
kolumnami przy wejściu. - Jak będą narzędzia tortur... wtedy
pomyślimy nad cieszeniem się - ucięła i obejrzała się dookoła.
Zanim jeszcze wszyscy zdążyli się wywlec z autokarów, minęło
kilka minut. A osłodził je Ticket, wygłaszając swoje cenne mądrości . No i, rzecz jasna, przeklinając przy tym na swój
zakichany los.
- A więc, moje drogie łamagi, ta
jędza pedagog, całkowicie wbrew mojej woli, poinstruowała mnie jak
się z wami obchodzić. Szkoda byłoby nie przekazać tej wiedzy
dalej, więc słuchajcie. Macie się trzymać w "jednej grupce"
i uważać na różne niebezpieczeństwa, ostre rzeczy, i dziwnych panów w kolorowych gaciach, w dredach czy
innym ustrojstwem na łbie - próbował pouczał całą grupę.
Znajdowali się w centrum budynku, gdzie sufit nad ich głowami
zdobiła ogromna kopuła, a ze wszystkich stron otaczały ich, dziwne rzeczy. Jakby ktoś okradł z tuzin starych chłopskich chałup
- każdy mógł sobie pomyśleć. A jednak ten magazyn podejrzanych
ostrych kamieni i drugiej świeżości kości, nazywano zapomnianym przez świat muzeum. - A
teraz zostawicie pana Ticketa w spokoju - powiedział i wygrzebał
coś, co wywołało falę szeptów i chichotów, po czym wciągnął
to nosem. - Wujek jest już na wakacjach - dodał, odwracając się
plecami do grupy. - A i jeszcze jedno - z powrotem ujrzeli jego
upiorne oblicze. Podszedł do Megan i Juliet wymierzając w nie
paluchem. - Może... - uśmiechnął się do niej wrednie - ...Juliet
będzie odpowiedzialna za cały ten matołowaty bałagan. - Niziutka
blondynka zrobiła wielkie oczy i spojrzała błagalnie na dziewczynę
u jej boku. Każdy wiedział, dlaczego akurat wypadło na najmniej
rozgarniętą uczennicę w klasie. Lecz ten każdy milczał, udając, że
nie dosłyszał.
- Ale... - zdołała tylko wydukać
rozpaczliwym tonem. Nawet ona wiedziała, co mógł jej zrobić,
jeżeli na czas nie dostarczy mu każdego w jednym kawałku.
- Jak któreś się skaleczy -
dobij, żeby nie było świadków - doradził jej z podłym wyrazem
twarzy. - Nie mam zamiaru przeliczać na koniec uczniów, więc bądź rozważna - zakończył i odszedł, pozostawiając całą hordę zdziecinniałych
nastolatków w rękach wątłej dziewczyny.
- Oby ta hołota nakupiła dużo
M&M' sów - zaczęła, odprowadzając nauczyciela wzrokiem.
Spuściła grono "geniuszy" z oczu tylko na moment... na
dosłownie minutę... I niedługo potem stały same w tłumie obcych
ludzi.
- Hej, czekajcie!!! Mieliśmy się
trzymać w grupce! - krzyczała w desperacji dziewczyna.
- Oni mają cię głęboko w dupie
- uświadomiła jej obojętnie Megan, tak bez ogródek. - A ty masz u tego starego
ćpuna zdrowo przerąbane, kobieto.
- Tak myślisz? - skrzywiła się
na samą myśl, co będzie musiała wyprawiać, żeby zebrać ich do
kupy.
- Ja to wiem. Idziemy ich szukać -
obwieściła, znów zakrywając oczy ciemnymi okularami.
- Rozdzielmy się, będzie
szybciej.
- Dobry pomysł. Ja do sklepu, a ty
obcykasz cała resztę - uśmiechnęła się do przyjaciółki, żeby
dodać jej otuchy w tych ciężkich chwilach. Nie na długo, gdyż
wciąż chciała znaleźć te maszyny tortur i przemielić przez nie
Sama.
- Zwabiaj ich słodyczami -
wtrąciła.
- To oni mieli mi te zasmarkane
słodycze kupować! - oburzyła się i tak się rozdzieliły. Ona na starożytnym Egipcie, a Juliet na oceanarium, przez cały
dzień poruszały niebo i ziemię, żeby dopaść tych egoistycznych
drani. I chociaż minął szmat czasu, obolała Megan przeszła
przynajmniej dziesięć kilometrów, wydając fortunę na kolejne paczki M&M'
sów, to skompletowały całą drużynę palantów równo piętnaście
minut przed zamknięciem. Czasem było trudniej, czasem wystarczał
tylko jeden cukierek, kopniak albo groźba karalna. We wszystkich przypadkach musiały dużo nabiegać
się po wszystkich skrzydłach tego molocha, ale zrobiły to.
Uratowały chudy tyłek Juliet.
- Powiedz, że masz wszystkie
potworki - niemalże wysapała zmęczona tułaczką po kilometrowych
korytarzach. Otarła czoło z potu i oparła się o ramię
przyjaciółki.
- Nie mogłam znaleźć jednego -
spuściła głowę na kartkę, gdzie zapisała wszystkich obecnych.
- Co?! - wyprostowała się
momentalnie i miała zamiar kogoś uderzyć.
- Sama nigdzie nie było! A jak go
znalazłam, to mi uciekł! - wykrzyczała najszybciej jak mogła.
Zerknęła na oniemiałą Megan. W jej oczach znów pojawiła się ta
przerażająca iskra złości. Rzeczywiście, od niecodziennej scenki
w autokarze straciła go z radaru. Że też to on musiał zniknąć.
Wydała z siebie dźwięk podobny do warczenia i pobiegła w tłum.
Dała radę dorwać tylko RJ'a z przerażoną miną. Mamrotał coś
przez telefon i co chwila na jego ustach malował się coraz większy
strach. Podeszła do niego i popchała go na ścianę.
- Elegancik, ja zadaję pytania, ty
odpowiadasz.
Zaskoczony reakcją dziewczyny,
pomachał posłusznie głową i schował telefon do kieszeni.
Przyszpiliła go wzrokiem i poczekała, aż wymięknie.
- Gdzie. On. Jest? - zapytała
chłodno, nie spuszczając z niego wzroku.
- Nie wiem - palnął cienkim
głosikiem, bez zastanowienia. Nawet samego siebie nie przekonał.
Wbił wzrok w podłogę i zamilkł. Jego wielce proporcjonalna twarz
pobladła do odcienia papieru, a włosy były w kompletnym nieładzie.
Od tych kilku godzin znajomości nie widziała go aż tak
roztrzepanego.
- A chcesz fistaszka? - pomachała
mu ostatnią paczką M&M' sów. Nawet jakby sypnął, to by ich za
nic nie oddała, ale przecież on o tym nie wiedział. Tak więc
śmiało mogła go motywować. Chociaż wyglądał jak truposz i jej
zdaniem przydałoby mu się trochę śmieciowego żarcia.
- Megan, nie powiem - ze zbolałą
miną złapał ją za nadgarstki i odciągnął od siebie. Zero
obmacywania i świntuszenia. Wpatrywała się w jego oddalające się
plecy i kopniakiem przewróciła krzesło obok.
- Dobra! - krzyknęła za nim i
założyła ręce na piersi. Jeszcze raz rozejrzała się po dużym,
oświetlonym holu i zmarszczyła brwi. Przecież mogła tego cepa
rozłożyć na kawałki. Bez problemu powinna odgadnąć jego tok myślenia.
Dokładnie! Genialny pomysł! Zamknęła oczy i skupiła się na nim,
po czym pobiegła główną alejką.
Niepostrzeżenie wpakowała się do
wielkiej, całkiem puściutkiej sali, z różnymi antycznymi wazami,
biżuterią... Zwiedzający kierowali się do wyjść, zupełnie nie
uświadamiając sobie, przez co przechodziła. Lepiej dla nich, bo
jakby czuli się tak jak ona dawno by wybuchli. Nawet ta grupka
beztroskich Japończyków bez gustu. Żadnych trosk, tylko pstrykanie
zdjęć i zapiski.
Piskliwy męski głos już dawno
ogłosił, że za dziesięć minut zamykają, gdy wszystko w niej się
kotłowało. Brnęła w tej ciuciubabce, bez szans na cholerną
wygraną. Miała chętkę go znaleźć, ale nie po to, żeby pomóc
Juliet, o nie! Ta faza przeszła jej zaraz po tym, jak próbowała
przycisnąć RJ'a. Teraz była to sprawa czysto osobista. Zamierzała
się z nim kłócić na różne sposoby, o wszystkie nieważne
błahostki... Uderzyć go w ramię i sprawić, że na jego twarzy
znów zagości ten idiotyczny uśmieszek... A jednocześnie
znienawidziła go za to, że gdzieś się zawieruszył i za Chiny nie
umiała go znaleźć.
Na boga! Dlaczego myślenie musi
być takie trudne?! - wywrzeszczała w myślach.
- Sam! Chodź tu, ty cymbale! -
wydarła się na całe gardło. Obejrzała się wokół licząc na
szeroki uśmiech, lecz nikt poza obcokrajowcami nie zwrócił na nią
uwagi. Podeszła do nich, próbując wydusić każdy szczególik na
temat tego blond szatana.
- Szukam przyjaciela... - zaczęła,
lecz oślepienie fleszami aparatów skośnookich, kompletnie zbiło
ją z pantałyku. - Pokój i miłość - pokazała oznaczający to
gest i odeszła, przecierając oczy. - Gdzie do cholery jesteś? -
szepnęła do siebie, uciekając przed swoimi " nowymi
znajomymi".
"Pięć minut do zamknięcia.
Proszę niezwłocznie udać się do wyjścia" - wkurzający
głosik wciąż powtarzał. Krążyło jej to po głowie, tak jak
stara, zacinająca się płyta. Jednak jak głupia biegała po
dłuuugich drogach na różne wystawy, obleciała nawet wszystkie
składziki.
- Że też szukam tego zakutego łba
- westchnęła, stojąc przed dużymi stalowymi drzwiami. - Co za
ironia losu.
Czuła, że coś się święci i
to coś niedobrego. Wewnętrzny głosik z kreskówek mówił jej: Nie
właź tam, idiotko. Ale kto słucha takich dziwacznych zaczątków
rozdwojenia jaźni...? No właśnie. Z dokładnością wszystko
obejrzała, wepchnęła palce w szczeliny... i po tym przeglądzie
postanowiła tam wejść. Dokładnie tak, jak kilka razy temu.
Musi tam być, czuję to, jak nic!
Wzięła głęboki wdech, po chwili
rzuciła się na drzwi i była w środku. Czyli w ciemnym
pomieszczeniu oświetlonym tylko odrobiną światła, wpadającą
przez szczelinę zamykających się drzwi.
- Trzymaj drzwi! - ktoś krzykną z
głębi ciemności. Tym ohydnie wspaniałym, zachrypiały głosem.
Znajomym głosem. Dostrzegała tylko zarysy postaci, z którą tu
była, ale to jej wystarczyło. Zrozumiała, co się stało. O wiele
za późno jak na człowieka, który chciał wyjść. Usłyszała
okrutny pisk i bum... Wrota do jej wolności zatrzasnęły się z
niewyobrażalnie przerażającym hukiem. Rzuciła się do nich,
szarpiąc za klamkę i waląc pięściami w niepokonany metal, lecz
nic nie wskórała.
- Jeju..., powiedz, że to się nie
dzieje - wyjęczała prawie szeptem. Przeklęła w duchu, żeby
nikt, ani nic się nie odezwało. A zwłaszcza ten idiota. Głośno
przełknęła ślinę i skrzyżowała palce.
Proszę, proszę, proszę... -
błagała w myślach.
- No i patrz co narobiłaś,
ciamajdo!!! - rykną zezłoszczony jak nigdy. Aż jej napięte
mięśnie podskoczyły do sufitu. Z przyzwyczajenia przesunęła
dłonią po ścianie po jej lewej i znalazła włącznik światła.
Kliknęła wypukłość, a na środku niewielkiego pokoiku zapaliła
się ledwo świecąca żarówka. Teraz o wiele więcej mogła ogarnąć
wzrokiem. Kilka metrów kwadratowych było zapchane drewnianymi
skrzyniami i różnymi antykami. Umazane ściany zdecydowanie nie
dodawały uroku, a nierówno odlane z betonu schodki, na których stała
posiadały liczne wykruszenia. Światło oświetliło też stojącego
kilka metrów przed nią Sama. Zmrużył powieki patrząc na nią
nienawistnie, dokładnie tak jak ona na niego.
Mistrzostwo. Jak zawsze.
OdpowiedzUsuńWierny fan,
Addie Della Robbia vel Oan vel Morgan vel Nott ven Olden
http://heaven-knows-niebiosa-wiedza.blogspot.com
Wiesz ile czekałam? Ponad pół roku! Pierwsze miesiące regolarnie sprawdzałam co się dzieje, ale potem przestałam. A teraz patrzę i okazuje się, że kto zostawial bardzo ciekawy komentarz pod moim rozdziałem. Rany jak ja się stesknilam za nonszalancja Twojego języka. To naprawdę cudowne. Sam i Megan zamknięci razem? Dla mnie bomba! Pisz szybko i informuj mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, puck