niedziela, 6 grudnia 2015

ROZDZIAŁ IV nieszczęścia chodzą tylko po Megan Część 3


Ten post specjalnie dedykuję pazernej Addie Della Robbii :p

Czuła się jakby leciała, grawitacja ni stąd, ni zowąd zniknęła. Nie jest to dobry znak - każdy by pomyślał. Miałby absolutną rację. Tyle że gdyby to on był na ich miejscu też miałby wątpliwości i mętlik w głowie. Oboje spojrzeli przez przednią szybę i przez ułamek sekundy dostrzegli, jak spadają. Żadne nie miało nawet odwagi krzyknąć. Całość potoczyła się zbyt szybko.
Wszystko stało się dopiero jasne, gdy jeep z siłą uderzył w gładką taflę wody. Momentalnie przez wszystkie szczeliny, i oczywiście dwa wybite okna, do środka zaczęła wlewać się woda w zastraszającym tempie. Siła wlewającej się H2O była nie do opisania. A szok z jakim miała się przyjemność spotkać, jeszcze bardziej potęgował niepokój. W mgnieniu oka wszystko zostało zalane, zanim jeszcze zrozumiała, co się stało. Siła wyparcia wypchnęła ich pod sam dach, zrobiło się zdecydowanie za groźnie. Jeszcze bardziej zasapani i napięci spojrzeli po sobie ostatni raz.
     -     Idiota! - wrzasnęła z trudnością, ponieważ poziom wody wciąż wzrastał, aż chłodna ciecz okalała całe jej ciało z niemiłym uczuciem. Wiedziała, że więcej siły w sobie nie znajdzie. Miała po prostu dosyć. Zaczęła się szarpać, nie bacząc na siłującego się z klamką Sama. Poszła w jego ślady, ale nic nie wskórała. Nacisk na drzwi był zbyt silny. To naprawdę był koniec. Poczuła potworne zmęczenie tak okrutne, że nie sposób było go zlekceważyć. A następnie silny ucisk na klatkę piersiową, na płuca. Z wielkim trudem utrzymywała świadomość, próbując ignorować ten irytujący spokój i ciszę. W dużej części pomogły jej w tym niezidentyfikowane bliżej pasy mieniących się bąbelków ostro przeszywających wodę z każdej strony. W tej samej sekundzie zreflektowała się, iż były to naboje z broni wycelowane prosto w nich. Spojrzała zszokowana na zlewające się z błękitem wody oczy Sama. Mogłaby przysiąc, że z emocji buzujących w jej ciele zaraz zwariuje. I mimo to jej powieki z każdą cenną chwilą robiły się coraz cięższe i cięższe. Miarowo wypuściła część zmagazynowanego tlenu i bezwładnie zaczęła opadać w momencie, gdy ostrzał został przerwany, wnioskując z sytuacji nie na szczególnie długi czas.
Może właśnie tak byłoby najlepiej... jeżeli miała już rozpatrywać swoją śmierć pozytywnie, to dużym walorem była cisza. Niestety w żadnym możliwym razie nie chciała utopić się z Samem. To po prostu uwłaczałoby jej stalowym zasadom. Resztkami sił wsparła się na jego ramieniu i długo nie musiała czekać na odpowiedź. Poczuła silny uścisk jego dłoni w tali i następnie została wypchnięta przez otwór po szybie. Wszystko dookoła wirowało. Ciemności w głębinach zapewne nie były jakąś nowością, lecz wciąż zaskakiwało ją to, że niczego nie widziała. Straciła orientacje. Nie miała już pojęcia gdzie jest góra, a gdzie dół. Jedyne co jej mózg rejestrował to ciepłe objęcia chłopaka, ciągnące jej zamarznięte mięśnie ku górze. Chciała wprawić w ruch swoje ciężkie ramiona, lecz nie mogła. Pozostawiła je bezwładnie falujące w głębi. Cała odrętwiała zaczęła zatracać się, w tym wypadku, przyjemnej apatii. Wokół niej znajdowała się tylko mokra, czarna nicość, przez którą nic nie widziała i zaczęła się dusić. I nie przeszkadzały jej już ani trochę obolałe, zsiniałe z zimna kończyny, chłód i egipskie ciemności. Mając coraz liczniejsze mroczki przed oczami, wypuściła ostatni zapas zaczerpniętego wcześniej powietrza. Gromada srebrzystych bąbelków powędrowała w górę, zostawiając ją daleko w tyle. Uśmiechnęła się gorzko i wtedy naradę zaczęło brakować jej tak teraz upragnionego tlenu. Wszystko w środku płonęło z braku powietrza. Zacisnęła swoje sine od chłodu wody wargi i czekała na wynurzenie. Nic jednak podobnego się nie stało. Walczyła żeby odruch zaczerpnięcia powietrza poprzez otworzenie ust nie wygrał nad rozsądkiem. Nie było to jednak coś nad czym mogła zapanować. Nie zdołała nic zrobić, na miejsce pustki w jej płucach w końcu przeniknęła żrąca woda . Wdarła się z impetem, powodując niemiłe krztuszenie się. Zaczęła panikować, ponieważ płyn w jej pęcherzykach płucnych powoli ją zabijał. Zachłysnęła się jeszcze raz i dostała lekkich drgawek. Miotała się na każde możliwe sposoby, lecz wiedziała, że to jej nic nie przyniesie. Skostniały z chłodu uścisk zelżał, co od razu spotkało się z gwałtowną reakcją Sama. Jeszcze mocniej ją do siebie przyciągną, modląc się w duchu, żeby te drobne ciałko jeszcze trochę wytrzymało. Z jej punktu widzenia było to wielce wątpliwe. Resztkami sił próbowała odruchowo pozbyć się całej zalegającej wody. O dziwo nie zaliczyła zamieszczanego w każdym filmie króciutkiego seansu z całego swojego życia. Nie widziała nic oprócz czarnej kurtyny głębi jeziora.
"A więc to już... Czy miało to tak właśnie wyglądać?" - naszła ją odkrywcza myśl. I w jednej chwili wszystko ustało. Była tylko ona, jej drętwiałe powieki i... chwilowo nierozpoznawalny szum wody. Zdecydowanie hałas ten można było określić dudnieniem. Niemniej jednak jej zmęczony umysł nie brał tego pod uwagę. Nie zarejestrowałby nawet bomby wybuchającej pięć metrów od niej. Rozluźniła wszystkie mięśnie i jak szmaciana lalka została bezwładnie wypchnięta ponad powierzchnię wody. Nasilający się szum otaczający ją niemal z każdej strony i niewiele jaśniejsza aura nocy, to do niej dotarło. Nie była jeszcze do końca świadoma. Lecz jedno wiedziała na pewno - nie miała czasu na mimowolne duszenie się, pragnąc wciągnąć jak największą ilość tlenu, gdyż w mgnieniu oka została pchnięta w strumień jakiejś wody padającej na jej głowę zaledwie przez sekundę. Swiat znów zawirował stajac w swojej codziennej postawie, a jej uparcie zaciśnięte powieki powoli się uchylały wraz z silnym kaszlem. Zasłoniła niemal całą twarz dłońmi, pozbywając się resztek niechcianej cieczy z płuc. W końcu uzmysławiała sobie po kolei co się z nią działo. Braki w swojej wiedzy jak najszybciej uzupełniła szybkimi oględzinami i oceną terażniejszej sytuacji. Ani trochę nie spodobały się jej wyciągnięte wnioski. Wciąż była po ramiona w wodzie, nie dosięgała dna i... na boga! była pod spodem jakiegoś wodospadu! Chwila... wodospad był z betonu i miał dziwne zagłebienie w kształcie kanału w którym właśnie przebywała. Szybko ogarnęła wzrokiem cała resztę. Przewód ten ciągną się przez pokażną długość, to na pewno. Mogła też powiedzieć, że na razie nie widziała wyjścia, tylko wodę rzucającą na kontrastowo jasny beton migoczące refleksy. Chlupała przy tym z roznoszącym się echem, a wszystko to zagłuszał ogromnie głośny szum ściany wodnej spadającej na gładką taflę. I ten właśnie "wodospad" maskował cały tunel, który stanowił w tej chwili całkiem dogodne schronienie. Megan odksztusiła ostatnią porcję lodowatej cieczy i w ostateczności zwróciła uwagę na jeszcze jeden detalik. Sam gdzieś przepadł, a jego obłapiające ją ręce razem z nim.
     -     Sam... - wycharczała przez wodę wylewającą się z niej strumieniami. O tak, było jej pełno, w niej, wszędzie dookoła. A że była noc, nie była w stanie dostrzec własnego czubka nosa. Jedyne co odczuwała to powoli ustępujący z jej płuc płyn. - Sam - wychrypiała rozpaczliwie, o dziwo zaczerpując łapczywie powietrza. Nie doceniała tego wspaniałego uczucia, które teraz ją przepełniało. To jednak nie zmieniało faktu, że dreszcze jej nie przeszły, a wzburzona tafla nie ułatwiała jej pozostania na powierzchni. Czując pieczące drapanie w gardle, jakby milion igieł zostało na raz wbite w jej krtań, nie poddawała się. Nie tym razem. Zmusiła się, żeby pozostać na, a nie pod. Chociaż szanse były marne, żeby dopłynęła do jakiegokolwiek brzegu, ba, ona nawet nie widziała wyjścia oprócz kaskady wody. Kolejne wzburzone grzbiety niemiłosiernie smagały jej twarz, a Sama nigdzie nie było. Właśnie to sobie uświadomiła - pomimo ciemności wiedziała, że go nie ma. Po prostu, najbezczelniej w świecie utopił się bez jej pozwolenia, albo chociaż słowa pożegnania. Mimo, że ledwo utrzymywała się na powierzchni a przed chwilą o mało, co się nie utopiła, wstrzymała oddech i zanurkowała na tyle, na ile pozwoliło jej obolałe ciało. Nic nie widziała, oprócz gasnących świateł terenowego samochodu, które swoją drogą były jakieś kilkadziesiąt metrów głębiej. Gdy postanowiła udać się na samobójczą misję, okrutny ból w mostku udaremnił jej to zanim jeszcze spróbowała. Wynurzyła się sykiem wciągającego powietrza i w miarę ustabilizowała swoją pozycję na tyle, żeby móc patrzeć na tonące auto. To był zły pomysł, zdecydowanie zły...
     -     Ty zidiociały kretynie! AAA! - ryknęła na całe gardło, mając głęboko zalewające ją przypływy. Tak, to prawda - pałała do niego olbrzymim żalem. Ale i jednocześnie znienawidziła siebie za to, że w obliczu takiej sytuacji okazała się być za słabą. - Saaam! - spróbowała jeszcze raz, choć była całkiem sama. Jedyne, co mogła zrobić, to lustrować gasnące reflektory terenówki. Zaciągnęła się lodowatym powietrzem i na chwilę zamilkła, nasłuchując jakiejkolwiek odpowiedzi. Nic oprócz bezlitosnego szumu wody. Gwałtownie opróżniła płuca z gazu, i wzięła głęboki wdech, i następny, co przeszło w nierównomierne dyszenie, a później zapowietrzenie. Jej dłoń odruchowo powędrowała do zsiniałych, drętwych z zimna ust. Zacisnęła powieki najmocniej jak umiała i skrzywiła się w grymasie bólu... robiła wszystko, żeby nie uronić łzy, lecz na próżno. Wybuchła histerycznym płaczem, jak nigdy. Nie miała pojęcia co dalej zrobić. Nie wiedziała, co czuć, jak to okazać... Została na lodzie. - Nienawidzę cię! - wykrzyknęła na całe gardło, aż usłyszała swoje ostre echo. Odwróciła się do betonowej ściany i oparła o nie swoje zimne jak lód czoło, a chwilę później do tego żałosnego obrazu dołączyły pięści machinalnie obijające mur. Bez jakiegoś widocznego rezultatu.
     -     Wiem... - sapnął za nią znajomy głos.
Niezwłocznie odwróciła swoje zdenerwowane oblicze i, ku jej zdziwieniu, znajdowała się niebezpiecznie blisko Sama. Kolejne zaskoczenie - kolejne zapowietrzenie.
     -     Ty płaczesz - zauważył słusznie za pomocą blednącej oświaty światła. Jakkolwiek, na jego twarzy nie ujawniało się ani krzty uśmiechu czy nawet podenerwowania. Była tylko zsiniała, blada twarz owiana kamiennym spokojem.
O boziuniu kochana, on ma plan. Cholernie zły i cyniczny plan... - w mig wydedukowała to z tej powagi, którą rzadko kiedy można u niego spotkać. Były to tylko wyjątkowe sytuacje dotyczące śmierci, życia lub picia piwa.
     -     UGH! - zdołała tylko warknąć zbulwersowana i zirytowana całym zajściem. Mimo, że był cały przemoczony i zsiniały, a mokra koszulka przylegała do jego imponującego sześciopaka... Chwila..., przecież tego tu nie było – dokonała kolejnego przełomowego odkrycia, gdy ujrzała coś w rodzaju ogromnego talizmanu zawieszonego na szyi chłopaka. W mieniących się odbiciach wody nie dostrzegała go zbyt dokładnie, lecz ewidentnie mogła stwierdzić, iż te złote cacko z ogromnym wisiorem w kształcie kuli, świecące jak lampki świąteczne nie należał do niego. Wpatrywała się w niego przerywając tym samym swój atak złości, aż Sam skrzyżował ramiona na piersi, aby schować biżuterię. Otrzeźwiło ją to natychmiastowo, jakby te maleństwo miało własne oddziaływanie przyciągające. Przyjęła manewr osłaniający jej skołowanie przy czym straciła równowagę, lekko się podtapiając. Sam w ostatniej chwili złapał ją za ramię i przytulił do siebie.
     -     Musimy się śpieszyć – urwał oziębłym tonem i pchnął ją dość mocno, aby zrozumiała. - Zacznij płynąć w prawo – poinstruował ją wciąż nie zdejmując ręki z jej pleców.

     -     Ale to i tak twoja wina – wyjęczała pod nosem opadając z sił. Nie minęła nawet sekunda gdy pożałowała swoich słów. Poczuła okrutnie rozeźlony wzrok utkwiony w jej osobie. Płynęła dalej, nie mając odwagi odwrócić się do niego i dźwignąć te spojrzenie pełne pustej, aczkolwiek morderczej złości. Mogłaby nawet rzec, że w pewnym sensie bała się zrobić chociażby krok wiedząc, że Sam w każdym momencie może zrobić coś głupiego.

2 komentarze:

  1. Ooo matko właśnie obmyślam mord na twojej osobie DLACZEGO PRZESTAŁAŚ PISAĆ!!!!!!!!!!!!!-Christina

    OdpowiedzUsuń