sobota, 5 grudnia 2015

ROZDZIAŁ IV Nieszczęścia chodzą tylko po Megan Część 2

     -     Megan, nic ci nie jest? Błagam, powiedz coś...! - usłyszała zaniepokojony głos Sama. Nie reagowała i jeszcze mocniej zacisnęła powieki. - To... twoja wina! - tylko w ten sposób mógł wyrwać ją z transu. I miał racje. Ciężko dysząc, momentalnie odwróciła się w jego stronę i zerknęła na okrytą strachem twarz. Potworny ciąg powietrza pochodzący od wybitej szyby rozwiewał jej włosy, a ciemność ogarnęła całe wnętrze. Ruszała bezgłośnie wargami, chcąc coś powiedzieć lecz dłonie Sama delikatnie ujmujące jej twarz, kompletnie ją rozproszyły.
     -     Yyy... Ja... - zlustrowała jego zatroskaną minę i przez krótki ułamek sekundy pomyślała nawet, że się o nią martwi. Lecz wtedy zrozumiała, że jadą sto na godzinę, a jego łapska są na niej, a nie na kierownicy.
     -     Co...? Chcesz coś powiedzieć? - zaczął wypytywać swoim aksamitnym głosem, tak jakby na coś czekał.
     -     Kierownica, idioto - wydusiła, a jej wzrok na powrót zbystrzał. Sam opierał się o siedzenie i kierował za pomocą nogi.
     -     Panuję nad sytuacją... - zaczął zrezygnowany, ale ona wcale nie czekała na to, co on powie.
     -     Odwróć się! - nakazała z tętnem przyspieszonym do granic możliwości. To wcale nie było śmieszne. Obrzuciła go swoim morderczym spojrzeniem i przyłożyła w pierś. - I odwieź mnie gdzieś w bezpieczne miejsce! - Nadal nie reagował, więc postanowiła przejść do ogromnie przekonujących rękoczynów.
     -     Dobra, próbowałem... - oderwał od niej ręce i niezadowolony utknął wzrokiem na drodze. To z pewnością była stara Megna.
     -     Och, fajnie, nawet można by powiedzieć.
     -     To super! - w jego głosie na pozór wciąż dało się wyczuć lekkie rozproszenie.
     -     Świetnie - zerwała się i krzyknęła mu prosto do ucha. Dopiero teraz dotarło do niej, że zmierzają gdzieś po mało ruchliwej, wprawdzie pustej, szosie. Było ciemno, a ulicę rozjaśniały jedynie lampy w dużych dziesięciometrowych odstępach. Pomimo zawrotnej szybkości odetchnęła z ulgą i rzuciła się na pluszowe oparcie. Odruchowo spojrzała za siebie, a światła czarnego mercedesa wyjeżdżającego z zakrętu dały jej boleśnie po oczach.
     -     Aaa! - uświadomiła sobie, że zaraz zabije Sama. - Gonią nas, inteligencie z bożej łaski! Dlaczego oni nas gonią?! Przecież nie powinni nas gonić... Ja nic... CO ZROBIŁEŚ?! - wrzasnęła, a porządne przyspieszenie rzuciło ją na siedzenie, ograniczając pole manewru do minimum. I to chyba było odpowiedzią na wszystkie jej pytania i obelgi, którymi planowała go obficie obsypać. Zamilkła i mimowolnie zerknęła przez dziurę w szybie, na rozmywające się światła latarni i przemykającą przed jej oczami drogę. Nie wyglądało to ciekawie. Dwieście na godzinę zaliczyli na pewno.
     -     Chcesz nas zabić? - wydusiła w końcu, co chwilę nerwowo spoglądając za siebie.
     -     Jeżeli nie ja, to oni - wskazał ruchem głowy do tyłu.
     -     Zatrzymaj się gdzieś na poboczu to od razu, załatwię sprawę i sobie do nich pójdę - zaczęła, niechętnie walcząc z wymiotami w gardle.
     -     Zamknij się, Megan! Po prostu się zamilknij! Nawet nie wiesz, co mówisz!
     -     Wysiadam! - rzuciła się do drzwi i szukała jakiegoś wyjścia. Znowu.
     -     Ja z tobą nie dam rady, porąbana pijaczko! - krzyknął i zrobił sztuczkę z kierownicą. Znów poczuła dłonie na swojej tali i odruchowo je strąciła.
     -     Co ty sobie wyobrażasz?! - popatrzyła w jego niebieskie oczy i wezbrał w niej potworny gniew.
     -     To chyba ty sobie wyobrażasz, że przeżyjesz skok z samochodu przy prędkości dwustu na godzinę! Nie pozwolę ci na to! - przygwoździł ją do siedzenia trzymając nadgarstki, lecz nawet to nie podziałało.
     -     Spadaj! Będę sobie robiła co chcę! A twoje zdanie mam głęboko w poważaniu. Mogę cię zranić fizycznie jednocześnie cię nienawidząc! – uśmiechnęła się sarkastycznie i już pasowała się do otworu po szybie. Oczywiście na złość Samowi nie zwracała w ogóle uwagi na rozmywający się krajobraz i wiatr, który wpychał ją do środka.
     -     No nie! - warknął poirytowany chłopak i przyciągną ją do siebie.
     -     Puszczaj! - warknęła, okładając go pięściami. - Aaa!
     -     Bo zaraz sam cię wypchnę! - puścił ją na chwilę, rozmasowując obolałe ręce.
     -     A wiesz, co ja ci zrobię, głąbie?! Zaraz ci pokażę! - dodała rozdrażniona i rzuciła się na niego z zamiarem uszkodzenia każdej części jego ciała. Każdej! W końcu miała prawdziwy powód do tego, żeby spuścić mu porządny łomot. A nawet kilka. Przetrącić mu ten kark, jak to sobie układała w marzeniach!
     -     Tak? Chcesz się bić? No to dawaj, lebiego! - wrzasnął i po minucie tłukli się na całego. To otwartymi dłońmi, to nogami... W zasadzie wszystkim, czym dali radę do siebie dosięgnąć.
     -     Wysadź mnie tutaj! Już wolę dziwaków w czerni! - wtrąciła, próbując odepchnąć od siebie twarz Sama.
     -     Ani... mi... się... śni! - wycedził, nacierając na nią całym ciałem i czochrając włosy.
     -     ZŁAŹ! - wydobyła z siebie całe poirytowanie i jeszcze raz go walnęła.
     -     Mam lepszy pomysł... - zaczął i sięgnął pod fotel po taśmę klejącą. I to nie była tam jakaś słaba, biurowa taśma, tylko ta z tych naprawdę mocnych. Odkleił kawałek i popatrzyła na nią nienawistnie. - I co teraz, księżniczko...?
     -     Ale ja cię zaraz... - chciała coś powiedzieć, lecz coś błysnęło obok niej. Oboje się od siebie oderwali i spojrzeli w wybitą szybę. Mercedes nadrabiał drogi i teraz jechał równo z nimi. Szyba ze strony kierowcy otworzyła się, ukazując przypatrującego się im mężczyznę. Wprawdzie miał okulary przeciwsłoneczne (tak, w środku nocy), ale jego mimika twarzy idealnie lustrowała zdziwienie. Uśmiechną się do nich dziwacznie, chyba ironicznie, i wyciągną coś, co do złudzenia przypominało pistolet.
     -     Aaa! - oboje wrzasnęli i teraz to ona się na niego władowała i popchnęła do przodu. Cudem ominęli, zapewne śmiertelny, strzał.
     -     Zabije nas, zabije! - wrzeszczeli chórkiem. - To twoja wina! - wydali z siebie histeryczny szloch, gdy tylko Sam znalazł się na powrót przy kierownicy, a ona na swoim upragnionym fotelu pasażera. - Moja wina? Tak! Nie! UGH! - kontynuowali, a kolejny strzał wybił szybę mijając ją tylko o drobne milimetry. - Aaa! - panika na powrót w nich zagościła, tylko że ze zdwojoną siłą. I wtedy coś od prawej mocno nimi wstrząsnęło. Próbowali zepchnąć ich z drogi za pomocą samochodu. - Aaa! Zginiemy! Załatwią nas - przyłączyła się do lamentowania chłopaka, łapiąc się jego ramienia.
     -     WIDZISZ?! - pisnął damskim głosem, próbując strząchnąć wbijające się w jego skórę pazury przerażonej dziewczyny. A gdy czarne auto jeszcze raz wybiło ich z drogi, naprawdę zaczęli panikować.
     -     Strąć ich z drogi! Twój jeep jest większy, idioto! - poinstruowała go, prawie na nim siedząc.
     -     Nie wydzieraj się na mnie! - zacisnął nerwowo swoje blade dłonie na kółku kierownicy.
     -     Zepchnij ich z drogi! - jeszcze raz próbowała przemówić mu do rozsądku i sama wzięła sytuacje w swoje ręce. Dosłownie. Odepchnęła brutalnie chłopaka od kierownicy i zakręciła nią mocno w prawo, niczym kołem do loterii, przy towarzyszących temu przeraźliwych jękach. Od razu szarpnęło ich w bok z widocznym efektem. Mercedes został zepchnięty prosto w las.
Chłopak ledwo wyrównał do prostej, odbijając od pobocza. Gdy tylko odzyskał mowę, spojrzał na Megan z żądzą mordu. Nie musiał nawet używać słów, żeby się zgorszyła. Jeżeli ktoś kiedykolwiek myślał, że doznał dużo emocji na raz, to może to uznać za jedną wielką kpinę, bo to co właśnie poczuła, nie równało się z niczym innym dotychczas jej znanym.
Na jej obliczu znowu zagościł uśmieszek samozachwytu. Sam pokręcił tylko karcąco blond szopą na głowie i wbił wzrok w jezdnie, wciąż uspokajając swoje zszargane nerwy. Nie było żadnych wątpliwości, że ta dziewczyna na każdym kroku go czymś zaskakiwała. Szkoda tylko, że po tych jej absurdalnych niespodziankach musiał uspokajać tętno pół godziny.
     -     Dojeżdżamy do tamy.
Jego brwi pozostały ściągnięte, a twarz bez wyrazu. Nigdy jeszcze go takiego nie widziała. Chciała coś powiedzieć, lecz słowa utknęły jej w gardle. W sumie, to najlepszym wyjściem było po prostu przemilczenie reszty drogi, a następnie ucieczka. Tak, dokładnie tak zrobi. Da rade. Jest zdolna do tego... Wbiła wzrok w wycieraczkę pod swoimi trampkami po to, żeby później przenieść go na chłopaka. - Kiedyś cię tak po prostu... - burknął.

     -     SAM! - zdołała krzyknąć horrendalnie, a pisk opon czarnego mercedesa i odgłos gniecionego metalu niemile przeszył jej uszy. Jeep Sama, chociaż masywny, z takim uderzeniem nie miał szans. Biorąc jeszcze pod uwagę potężnie rozwinięte prędkości i położenie, można by rzec, że sytuacja, w której się znajdowali jest krytyczna. A pierwszym tego zasygnalizowaniem było stracenie kontroli nad kierownicą. Po prostu nie sposób było ją utrzymać. Następny zawał serca? Wstrząs o nieograniczonej skali, przez co oboje polecieli w bok. I już na koniec nie wiedziała co się z nimi działo.  

1 komentarz:

  1. Taki długi czas czekania i tak mało tekstu?! Za mało! Chcemy jeszcze!

    OdpowiedzUsuń