środa, 27 maja 2015

ROZDZIAŁ III Miotanie piorunami, utknięcie w piekle..., czyli takie tam codzienne czynności. Część 2

    - To twoja wina! - wrzasnęli razem, przerywając ciszę. - Moja wina? - kontynuowali chórek. - TAK! NIE! UGH!
    - Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co uczyniłaś?! - przerwał donośnie.
    - Yyy... Zamknęłam drzwi? - zadrwiła, krzyżując ręce na piersi.
Ruszył na nią, lecz momentalnie się powstrzymał. Zamknął oczy i wziął głęboki, uspokajający wdech.
    - Po co tu wlazłeś?! - zapytała z wyrzutem.
Natychmiastowo na nią spojrzał błękitem swoich oczu i wszystko inne się rozpłynęło. To było dziwne uczucie, ale najwyraźniej coś zmusiło ją do tego, żeby nie przerywać.
    - A ty masz jakiś konkretny powód, dla którego się tu wpakowałaś? - też spytał z ciekawością. Zastygł w miejscu, oczekując jakiejś dobrej wymówki.
    - A żebyś wiedział, tak! Nie pojawiłeś się na zbiórce! - zezłościła się na niego jeszcze bardziej, niż wcześniej. Uważała, że to jego wina i nie było żadnego ale.
    - No to teraz mamy przerąbane... oboje! I wiesz co? Nie powinno cię tu być!
    - Uuu... to coś poszło nie tak, bo tu jakimś cudem wylądowałam! - odpyskowała, opierając się o chwiejną, drewnianą balustradę.
    - Świetnie - burknął i klapnął na pudło obok.
    - Lepiej, niż świetnie - dodała, osuwając się na podłogę tak, żeby widzieć jego dziwnie posępną twarz. Tak jak zawsze w nerwowych sytuacjach wepchnęła ręce między uda i przegryzła wargę.
    - Och, z pewnością! - I oboje zamilkli wpatrując się w siebie. Megan schowała twarz w dłoniach i nasłuchiwała. Facet o cienkim głosiku poinformował o zamknięciu muzeum i wszystko ucichło na dobre. Nawet ta muzyczka z wind, pozostawiając ich kompletnie samych.
    - A więc plan jest taki, że wpatrujesz się we mnie i czekamy na cud? - zaczęła, chcąc go udusić i wsadzić w tą maszynę, którą widziała po drodze.
    - A nawet jeśli, to co? - jego twarz przybrała na upiorności.
    - A to, że cię zabiję! Zamknęli nas tu na noc, idioto! A ja już jestem głodna! Rozumiesz mnie?
    - Gdyby nie ty, to bym zapewne już był przy wyjściu!
    - Ooo, a więc teraz to moja wina jest, że się zgubiłeś, sieroto?
    - A ty wiesz, gdzie jesteś?! - warknął, wciąż obserwując każdy jej ruch. Zaskoczył ją tym pytaniem. Rzeczywiście nie wiedziała, co to za nora.
    - Aktualnie w muzeum, a zaraz na zewnątrz tej komórki! - stwierdziła, wstając z trudnościami. Zeszła ze schodów i zaczęła przetrząsać całe pomieszczenie w nadziei, że znajdzie coś, co pomoże jej się z tego bagna wyrwać. Chwyciła coś zza jednego z pudeł i wyciągnęła z entuzjazmem. Łom! To była prawdziwa miłość od pierwszego wejrzenia. - Tak! - szepnęła do siebie uradowana ze swojej zdobyczy.
    - Co chcesz z tym zrobić? - zapytał zaniepokojony. Dla pewności wstał i przysunął się do niej. Znał jej genialnie lewe ręce i kurzy móżdżek, więc dla jej i własnego dobra miał zamiar natychmiast zarekwirować tępe narzędzie. Chociaż mogłoby być całkiem zabawnie...
    - Rozwalić drzwi. A jeżeli nie da rady, to twój łeb - odparła spokojnie. - I tak ci nie będzie potrzebny.
    - Wielce to zabawne. He-he. - wycedził, patrząc jak dziewczyna podchodzi do kilkuset kilogramów stali.
    - Wydostanę się stąd! Albo żywa, albo z twoim trupem - poinformowała go, waląc tępym narzędziem w klamkę.
    - Wiesz... moim skromnym zdaniem ten plan jest peeerfidny.
    - Chcesz, żebym użyła drugiego wyjścia? - warknęła, przestając wydawać nieprzyjemny hałas.
    - Nie, nie! Świetnie ci idzie... skarbie - parsknął śmiechem, zakrywając buzię. W końcu dostrzegła u niego ten głupi wyraz twarzy. Nie mogła się powstrzymać od uśmiechu.
    - Nie skarbuj mi tu, człowieku! - wróciła do żmudnej roboty, ale widząc jak on się temu przygląda, nie dała rady. - Może byś mi pomógł, matole?
    - Hmm... Nie. Wciąż uważam, że to nic nie daje - wskazał na nienaruszone drzwi.
Obrzuciła je wzrokiem i rzeczywiście, ani ryski. Ale to nie była dla niego żadna wymówka.
    - Bo lepiej siedzieć jak ty i wpatrywać się w nicość?
    - Znowu chcesz odwalać jakąś szopkę?
    - Nie - odparła krótko.
Widząc to Sam z niewiadomych przyczyn wkurzył się.
    - Dobra, dawaj ten łom!
    - Ach... teraz zachciało ci się rżnąć pomocnika bohatera, tak?
    - Nie! - zaprzeczył stanowczo. - Po prostu daj mi ten łom.
    - Nigdy! On jest mój.
    - Dawaj!
    - Za późno!
    - Dobra, sam go sobie wezmę! - mówiąc to wszedł po dzielących ich kilku stopniach i podszedł do niej.
    - I tak ci go nie dam! - wejrzała w jego błyszczące oczy i wyminęła silny uścisk ramion. Niedługo potem ganiali się po ograniczonym pokoiku jak dzieci, szarpiąc i wyzywając się od durniów. Oboje bawili się przednio, nie zwracając uwagi na sytuację, w której się znajdowali oraz na wiele okazji do nabicia sobie guza. Ot tak śmiali się jak najęci mając głęboko, to gdzie się teraz znajdowali. Istniała tylko dobra zabawa, poprzez dopiekanie sobie.
    - Nawet... nie dotykaj... łomu - wysapała wyczerpana. Zwolniła i oparła się ręką o jakieś pudło obok. Nie do wiary, że w tak małym pomieszczeniu można było się tak zmęczyć.
    - Nie mam takiego zamiaru - odsapnął, zatrzymując się tuż przy niej. Ich przyspieszone oddechy wyrównały się do tego samego rytmu, a siły wracały w bardzo wolno.
    - Świetnie - dodała, padając na podłogę. Wsparła się o ścianę i wyciągnęła nogi. Sam bez słowa protestu przyłączył się do niej, kładąc głowę na jej ramieniu.
    - Świetnie - wymruczał i oboje zostali w takiej pozycji przez długi czas.

    - Co ty, u diabła, robisz?! - zapytał rozzłoszczony.
Megan obudziła go ponownym waleniem w drzwi tym swoim łomem. No tak, przypomniało mu się, że jednak go nie zabrał, tylko zasnął jak ostatni naiwniak. Ale był tak wyczerpany przez ostatnie tygodnie, że zastanawiał się dlaczego to nastąpiło dopiero teraz. Otarł zaspane oczy i natychmiast podniósł się z podłogi usłanej drewnianymi wiórami. Otrzepał spodnie i czekał na wyjaśnienie.
    - Wydostaję się na zewnątrz! Muszę coś zjeść, bo zaraz padnę. Wiesz kiedy ostatnio jadłam? Pół godziny temu! - wykrzyczała przez ramie.
    - I się nie podzieliłaś?! - zauważył oburzony. Też był głodny i w dodatku wiedział, że słono przypłaci zostając w tym pomieszczeniu, ale pogodził się ze swoim marnym losem. Nikt nie potrafił wydostać się z tej pułapki. A najbardziej bolało go to, że wciągnął w to Megan. Skrzywiony na tą myśl jeszcze raz spojrzał na dziewczynę. Chciał zapamiętać ją tak, jak teraz. Pełną entuzjazmu i zawziętą do walki.
    - Wiesz, że M&M' sami się nie dzielę! A szczególnie czekoladowymi!
    - Jasne, to jeszcze w miarę rozumiem. Ale walenie w te drzwi... Spójrz prawdzie w oczy. To jest niemożliwe. Wiem co mówię, to nie są zwyczajne drzwi.
    - No tak, wróżka zębuszka zaczarowała je, żeby nas ukarać. Na śmierć zapomniałam! - zadrwiła wachlując się bluzką. Otarła twarz z potu i wróciła do brudnej roboty, którą musiała odwalać ona.
    - A żebyś wiedziała - burknął pod nosem. Przycupnął na ostatnim stopniu i wyprostował nogi, blokując całe przejście.
    - Ktoś nas kiedyś będzie musiał znaleźć - pocieszyła bardziej siebie niż go.
    - uwierz mi, ktoś nas znajdzie, ale... - skrzywił się, odpychając myśli. - Tu nie powinno być nawet ciebie!
    - Wiesz, nie gadam z tobą! - obraziła się Megan. Z łoskotem rzuciła stalowy drąg na ziemie i klapnęła o schodek wyżej od niego. - To co robimy? - po dwóch minutach milczenia nie wytrzymała.
    - Na pewno nie próbujemy uszkodzić stalowych drzwi łomem - odparł kpiąco.
    - Zamknij się! Z ciebie to jest... - przerwała, żeby coś mu zrobić. Przekręciła się ciężko w jego stronę i kopnęła w łydkę.
    - Auu...! - zawył teatralnie. Uśmiechną się do niej i zaczął - Megan, skończ w końcu z tym brzydkim nałogiem okładania mnie swoimi kończynami. To boli! - poskarżył się. Lecz w głębi duszy wiedział, że tylko ona trzyma go tu przy zdrowych zmysłach. Ona go rozbawiała i wprawiała w dobry nastrój, choćby poprzez bicie.
    - Naprawdę? - zapytała ironicznie. - Może dlatego, że ma boleć! - warknęła wędrując z powrotem do drzwi.
    - To co, teraz jesteś na mnie zła, tak?! - spytał, powstrzymując się od krzyknięcia.
Wstał na równe nogi i podszedł do niej.
    - Założysz się o dyszkę, że rozwalę to cholerstwo? - uśmiechnęła się zadziornie, oglądając po raz setny kilogramy metalu. Nie miała zamiaru teraz się z nim kłócić, dlatego pozostawiła jego pytanie bez odpowiedzi. Przyglądał się temu widokowi mając nadzieje, że nie zacznie chichotać. Wieszała się na futrynie, ciągała za klamkę, i robiła inne przezabawne rzeczy.
    - Co tylko chcesz - wydusił, nie gotując się do wyjścia.
    - Okej - rzuciła i podniosła łom. Stanęła w rozkroku i przymierzała się do ciosu.
    - Już zaczynam się bać o swoje życie - przerwał rechotem chwilę skupienia.
    - Bo może powinieneś! - odwróciła się wymierzając w jego klatkę piersiową drągiem.
    - Czy to była groźba? - podniósł lekko brew w znaku zapytania. - Bo jeżeli tak, to powtórzysz to jeszcze raz do dyktafonu? Tak na wszelki wypadek... - zaśmiał się blado.
    - Spadaj, Sam... Lepiej zacznij szukać innego wyjścia - znowu stanęła przodem do drzwi.
    - Masz rację - podtrzymał. - Z twoją niedołężnością dziwię się w ogóle, że masz siłę utrzymać te żelastwo - rzekł rozśmieszony jej miną.
    - Uważaj, chłoptasiu, bo różne rzeczy dzieją się w ciemnych zaułkach - pogroziła mu, machając narzędziem przed nosem.
    - Widzisz? Znowu to robisz! Wyciągam urządzonko - odrzekł, grzebiąc w kieszeni.
    - Bo łom pójdzie w ruch! - ostrzegła go z groźnym wyrazem twarzy i w końcu uderzyła. Nadal nic.
    - Jesteś najbardziej upartą osobą, jaką znam, Megan Thompson! Tych drzwi nie rozwalisz TYM! - wrzasnął rozbawiony tą całą sytuacją. Podszedł do niej i w bezpiecznej odległości, oparł się o chwiejną balustradę.
    - A ty złym człowiekiem. I te duże ego... Ono żyje własnym życiem, istna autonomia - ciągnęła, nie prowadzącą do niczego, rozmowę.
    - Nie potrzebuję psychoanalizy!
    - Jesteś pewien?! Bo wyglądasz na potrzebującego!
    - Ugh! - wstał, żeby ją udusić. - Wiesz, co chcę zrobić? - podszedł do niej niebezpiecznie blisko i wbił w nią swoje niebieskie oczy. Odwróciła się do niego i gwałtownie wciągnęła powietrze do płuc. Był dosłownie za blisko. I robił te swoje dziwaczne coś z oczami.
    - Yyy... Tak, siusiu – zaczęła ostrożnie, nie wiadomo czemu kuląc się w sobie. - Ja też... chyba. I głodna... jestem... jak cholera - wymamrotała coś bez sensu przyszpilona jego hipnotyzującym wzrokiem. Zrobiła zgrabny unik i wyrwała się ze strefy rażenia intensywnego błękitu. Zły na siebie przetarł twarz dłonią i oparł się łokciami o ścianę. Miał zamiar choćby własnoręcznie ją rozwalić. Gdyby tylko wystarczyła siła mięśni.
    - Może ty mi powiesz, dlaczego tu jeszcze siedzimy, mózgowcu od siedmiu boleści - swoją złość wylał na zaskoczoną Megan. Nie spodziewała się czegoś takiego z jego strony. I teraz w żadnym wypadku nie miał zamiaru puścić tej uwagi mimo uszu.
    - Nienawidzę cię chyba jeszcze bardziej niż wcześniej, wiesz?! Jesteś wart tej swojej farbowanej blondi, tak jak ona ciebie. A siedzimy tu, bo tylko ja próbuję coś zrobić, gamoniu od dziesięciu boleści! - wylała wszystkie gorzkie żale, które kumulowały się w niej przez cały dzień. - Teraz nawet swoich ulubionych cukierków od ciebie bym nie wzięła!
    - Świetnie! - podsumował chłodno Sam.
    - Wiem, genialnie się bawię!
    - Przednio!
    - A jakże inaczej - wydzierali się na siebie bez celu. - I wiesz, co? Rozwalę te drzwi, choćby nawet twoim nieużytecznym łbem.
    - No to dawaj, Einsteinie! - wkurzył się jeszcze bardziej i usuną się z pola manewru Megan. - Chętnie się pośmieję - dodał ze swoim standardowym podłym uśmieszkiem.
    - Dobra! - warknęła, opluwając się przy tym. Szybko wytarła brodę, unikając jego spojrzenia. - No to patrz! - ucięła krótko i skupiła się na drzwiach całą swoją złością. Zamknęła oczy i walnęła na oślep. Usłyszała brzdęk i spojrzała na nietknięty metal. - Cholera! - przeklęła sfrustrowana. - Ja... chcę... wyjść - wycedziła, kopiąc z całej siły.
    - To już... - zaczął Sam.
    - Zamknij się! - przerwała mu, wskazując na niego palcem. - Rozniosę cię, ty kupo niepotrzebnego złomu! - znowu zwróciła się do drzwi. Tym razem zadała serię krótkich uderzeń. A gdy to nie pomagało, waliła ile wlazło. Chciała chociaż wyładować tą złość, która wzrastała z każdą myślą o debilu stojącym tuż za nią.
Ugh... nienawidzę cię z całego swojego serca, matole - wszystko w niej wyło.
Gdy zabrakło jej tchu przestała i wpadła się na ścianę. Ku jej zdziwieniu, klamka obluzowała się i po chwili wypadła z najwspanialszym brzdękiem w jej życiu. Z niedowierzaniem patrzyła na ten wspaniały widok i znieruchomiała.
Nie, to niemożliwe.
Kopnęła metalowy fragment i podeszła do drzwi. To było to. Delikatnie, bojąc się, że to tylko halucynacje, położyła na nich rękę i pewniej je popchała. Bez jakiegokolwiek oporu otworzyły się przed nią na oścież. Odwróciła się do oniemiałego Sama z triumfalną miną.
    - Teraz możesz mnie cmoknąć! - pisnęła, próbując zamaskować swoje szczęście. W odpowiedzi zmarszczył brwi, nie wiedząc co powiedzieć. W jego świecie nie miało to kompletnie sensu i prawa bytu. Natychmiast na nią spojrzał i wybiegł z ciasnego pomieszczenia jak oparzony. Chwycił ją za nadgarstek i przyglądał się jej ze zdziwieniem i strachem. - Może byś mi najpierw drinka postawił?! - wyrwała się mu. - Albo chociaz podziękował? - zaproponowała, odchodząc od niego.
    - Łom! Daj mi go - wyciągnął rękę. Był śmiertelnie poważny, jakby było to niewiadomo co. Wyczytała to z jego pełnego powagi błękitu oczu. Nie przesadzał. To było coś naprawdę grubego. Coś o czym jej nie mówił przez ten cały czas.
    - Najpierw dyszka! - upomniała się, próbując rozluźnić atmosferę. Podszedł do niej z zamiarem wyrwania ich klucza do wolności, lecz ona przewidziała to robiąc unik i krok w tył.
    - Ja nie żartuję! - dodał z mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.
    - Ja też - przekomarzała się. - Jestem głodna a tam są automaty – dodała rzeczowym tonem.
Widząc, że nic nie wskóra, Sam sięgnął do tylnej kieszeni swoich jasnych spodni. Wyciągnął banknot i powoli do niej podszedł. Wsadził jej pieniądze do kieszeni jeansów, a ich spojrzenia na powrót się spotkały. Skołowana Megan wcisnęła mu do rąk drążek i odeszła na bezpieczną odległość. Ciężko westchnął i po chwili zajął się swoją zdobyczą. Zapewne nie zadowoliło go to, co odkrył. A raczej tego, czego nie zastał. Cisnął tępym narzędziem w podłogę i burknął pod nosem:
    - To nie ma sensu.
    - Nic go nie ma - wtrąciła Megan, odchodząc powoli od niego. - Nie będę cię pocieszać, bo nie wiem o co chodzi. I nie chcę. Wprawdzie nawet jak bym wiedziała, to tylko pogorszyłabym sprawę. Więc darujmy sobie i wynośmy się z tego okropnego miejsca, do którego nigdy w życiu nie wrócę, dobrze?  
    - Nie możemy sobie od tak paradować po korytarzach muzeum! Może ktoś uzbrojony akurat się tu błąka... - zaprotestował i podszedł, łapiąc ją za ramię. Natychmiastowo strząchnęła jego dłoń i przyspieszyła kroku.
    - Ja idę! A ty zostań tu na wieki wieków, amen! - zadrwiła i skierowała się w stronę "starożytnych azteków".
    - Nie! - wrzasną za nią z nieobecną miną. - Nie idź tam! Tylko nie tam - próbował ją dogonić, lecz zaczęła biec.
    - Pójdę, gdzie mi się żywnie podoba. Mam po prostu dość - zakomunikowała, znikając w ledwie oświetlonym korytarzu.
    - Nie oddalaj się ode mnie - próbował rozpaczliwie wyjaśnić, że grozi jej niebezpieczeństwo. - Chodź tu, ty nałogowa wariatko!
    - Walę twoje rozkazy - usłyszał jej głos z oddali.
Bez zastanowienia popędził za nią, błagając los, żeby dał im wyjść z tego cało.

    - Nie dramatyzuj jak baba! - roześmiała się Megan. Z niewiadomych przyczyn poczuła się nagle dobrze. Może za sprawą uwolnienia się z ciasnej komórki... lub zgubienia Sama gdzieś daleko w tyle... W każdym razie dałaby radę śmiać się z tego i z tego. A do pełni szczęścia potrzebowała tylko wyrwania się z muzeum. I oczywiście napchania się górą śmieciowego jedzenia z fast foodu.
    - To wcale nie jest zabawne, kotku! - próbował zażartować w okropnie niekorzystnej sytuacji. Zdecydowanie mu nie wyszło, tak jak blady uśmiech pasujący do poszażałej twarzy. Przyspieszył do granic możliwości, lecz wiedział, że już za późno na odwrót, zdecydowanie za późno. Dogonił dziewczynę i zatrzymał ją za pomocą swojego silnego ramienia.
    - Nigdy więcej mnie nie goń, bo wyzionę ducha - wydukała, zmęczona pogonią dziewczyna.
    - Nie mam najmniejszego zamiaru - wysapał, opierając się o zgięte w kolanach nogi. Powoli dochodził do normalnego tętna, czego nie można było powiedzieć o "umierającej" Megan. - Zwijamy się stąd, Megan. Teraz - obwieścił, prostując się.
    - Dokładnie to samo miałam na myśli! Zabawne... - ruszyła powoli do przodu, z jeszcze lekką zadyszką. No cóż, na pewno wiedziała, że ruch to nie jej broszka i więcej tego nie powtórzy. Nigdy... kiedykolwiek... więcej prób.
    - Nie możesz tam iść! - wrzasnął, stając przed nią. Wyglądał prawie jak cyborg zaprogramowany na utrudnianie każdego jej ruchu. Już otwierała buzię, żeby powiedzieć coś błyskotliwego i wyminąć go, gdy chwycił ją w tali i pociągną za sobą. Chciała w jakiś subtelny sposób zamanifestować to, że nie ma zamiaru go słuchać, lecz jego silna dłoń na jej ciele kompletnie ją zdekoncentrowała.
    - Ty... j-jesteś zimny jak lód - spostrzegła łagodniejszym tonem. Widziała jego niepokój, więc postanowiła zaczekać na wyjaśnienia... Chociaż skromne zdanko tłumaczące ten pośpiech... i bliskość. Szli, a ona wciąż czekała... Ale nic podobnego nie miało miejsca. Nic! Żadnego odchrząknięcia, kaszlnięcia lub beknięcia. Cisza zapanowała na o wiele dłużej. - Wiesz chociaż, gdzie idziemy, geniuszu? - z trudnością wyrwała się z jego ciasnego uścisku i oddaliła się trochę. - Wyjście jest tam! - wskazała na ciemny korytarz. Miała pewność, że się nie myliła. Tamtędy właśnie trafiła do tej przeklętej pułapki na idiotów takich jak Sam.
    - To za bardzo przewidywalne. Nie możemy od tak pójść do wyjścia i wyjść, strategu z bożej łaski! - warknął przyciszonym głosem. Nareszcie!
    - Chyba te kilka godzin ze mną źle na ciebie wpłynęły - odparła po krótkim namyśle. Spojrzała na niego niejasno i ani jej się śniło go posłuchać. Zignorowała go i poszła dokładnie w odwrotnym kierunku.
    - Idę stąd wyjść - oznajmiła krótko.
    - Nie puszczę cię samej - odparł rozzłoszczony. Świdrował ją swoim wzrokiem, chcąc jeszcze jakoś wpłynąć na jej decyzje. Ale nie! Ona zawsze musiała mieć swoje niedorzeczne zdanie. To po prostu cała Megan - uparta i niezrównoważona. Wciąż nie mógł się zdecydować, czy były to wady, czy też zalety.
    - To dobrze, bo nie wiem jak dotrzeć do sali głównej - uśmiechnęła się do siebie, a ciemności pochłoneły jej sylwetkę, pozostawiając go samego. Wielkie okiennice w stylu gotyckim dawały upiorne cienie na puste ściany. Zdecydowanie dało się tu odczuć chłód i zapach stęchlizny - nieodłączne walory starych budowli z ubiegłego stulecia. Przemierzali boczne skrzydło w milczeniu, skupiając się na własnych krokach i ciężkich oddechach. Z każdą sekundą czuła, jak udziela jej się niemiła atmosfera tego miejsca.
    - Idziesz? - zapytała na wszelki wypadek. Te przygaszone kinkiety... i koszmarne obrazy przedstawiające nowoczesną sztukę wystarczyły, żeby miejsce te określić mianem upiorne.
    - Tak - usłyszała za sobą chłodny głos. Wbrew pozorom podążał za nią o wiele bliżej niż sądziła.
    - Tak tylko pytam... bo łatwo się gubisz - mruknęła sarkastycznie, bez cienia uśmiechu na twarzy. W istocie miało to zabrzmieć jak żart lub tak jakby mu chciała dopiec, ale żadne nie miało specialnie ochoty na rozmowę, czy wykłócanie się o kolejne błachostki.
    - He-he - wycedził przez zęby. Wprawdzie nie miała okazji go dojrzeć, lecz wiedziała, że na jego twarzy zagościł choć lekki uśmieszek.
    - Wow, tylko na tyle cię stać... - urwała, gdy w oddali dojrzała coś dziwnego. Zarys dwóch mężczyzn wpatrujących się w nich z uwagą. Uradowana przyśpieszyła tępa i szepnęła do Sama. - Widzisz? Zaraz nas stąd wydostanę, z twoja pomocą lub...
    - Megan, nie podchodź do nich - przerwał jej znaczącą wypowiedź. Serce informowało go, że pora na zawał, a nogi kompletnie odmówiły posłuszeństwa. Napięte mięśnie były gotowe na ewentualną ucieczkę. Popatrzyli po sobie, lecz wciąż nie potrafiła powiedzieć, co go gryzie. Oczywiście poddała się zanim zaczęła i pomachała niewzruszona głową.
    - Co? - spytała z wyrzutem. Zmrużyła oczy, żeby dać mu do zrozumienia, że nie ma zamiaru wysilać swojego pięknego umysłu. Z niedowierzaniem zakrył twarz ręką w celu uspokojenia się.
    - Oni są... to znaczy to nie są... - próbował jej wytłumaczyć, a jej głupie miny wcale w tym nie pomagały. - No po prostu tam nie idź, idiotko! - wybuchł i odrazy tego pożałował.
    - Pff... - zdołała tylko z siebie wydusić. Teraz umocnił ją w tym, że musiała dobić swego. I zrobić wszystko na odwrót. Choćby nawet faceci wyglądali na dwóch pedofilów z ciemnego zaułka. Nie przeszkadzało jej to. Uśmiechnęła się promiennie do mężczyzn i zrobiła niewinne oczka.
    - Dobry! - zaczęła zbliżając się do mężczyzn ubranych w ciemnych barwach. Teraz mogła się im lepiej przyjrzeć. Trzeba było przyznać, że zrobili na niej nie lada wrażenie. Przystojni bruneci wbici w stylowe wdzianka w okularach przeciwsłonecznych... w ciemnym pomieszczeniu. No właśnie. Coś tu jednak nie grało.
Prawie jak w Matrixsie - odhaczyła sobie w myślach.
    - Wiecie może jak stąd wyjść? - kontynuowała niepewnie, powoli się zatrzymując. Nie miała najmniejszej ochoty podchodzić do nich na więcej niż na dziesięć metrów. Wcale nie umknęło jej uwadze to, że coś ją od nich odpychało. - Bo... - wpatrywała się w nich jak zaczarowana w złym znaczeniu tego słowa. Ku jej zdziwieniu zdjęli swoje przyciemniane gogle ukazując wlepione w nią ślepia. Sam kolejny raz miał rację, powinna przy pierwszej lepszej okazji wiać. To zdecydowanie nie była ochrona. A gdy spojrzała w ich nienawistne, pełne powagi oczy, zaschło jej w gardle. Niemiłe uczucie pulsacji przebiegło przez jej spięte ciało, podsuwając jej, co trzeba zrobić. Powoli, kroczek po kroczku zaczęła się cofać. Nagle, ni stąd, ni zowąd zrobiło się jaśniej. O wiele jaśniej. Gorączkowo rozejrzała się za źródłem tej energii. To, co dojrzała było dla niej niezrozumiale i jednocześnie przerażające. Przekraczało jakiekolwiek granice rozsądku, łamiąc dotychczasowe schematy świata Megan.




2 komentarze:

  1. Od dziś mówcie na mnie Addie Della Robbia vel Evans.

    OdpowiedzUsuń
  2. JEEEEEEEEEEJ^^ W końcu doczekałam się rozdziału trzeciego! Sam i Megan to najlepsza para ever. A razem są po prostu niesamowici. A ten "świat" Sama? Faceci w czerni? Zaczarowane drzwi? Nic, tylko czekać na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń