Ten post specjalnie dedykuję pazernej Addie Della Robbii :p
Czuła się jakby leciała, grawitacja ni stąd, ni zowąd zniknęła. Nie jest to dobry znak -
każdy by pomyślał. Miałby absolutną rację. Tyle że
gdyby to on był na ich miejscu też miałby wątpliwości i mętlik
w głowie. Oboje spojrzeli przez przednią szybę i przez ułamek
sekundy dostrzegli, jak spadają. Żadne nie miało nawet odwagi
krzyknąć. Całość potoczyła się zbyt szybko.
Wszystko stało się dopiero jasne,
gdy jeep z siłą uderzył w gładką taflę wody. Momentalnie przez
wszystkie szczeliny, i oczywiście dwa wybite okna, do środka
zaczęła wlewać się woda w zastraszającym tempie. Siła
wlewającej się H2O była nie do opisania. A szok z jakim miała się
przyjemność spotkać, jeszcze bardziej potęgował niepokój. W
mgnieniu oka wszystko zostało zalane, zanim jeszcze zrozumiała, co
się stało. Siła wyparcia wypchnęła ich pod sam dach, zrobiło się
zdecydowanie za groźnie. Jeszcze bardziej zasapani i napięci
spojrzeli po sobie ostatni raz.
- Idiota! - wrzasnęła z
trudnością, ponieważ poziom wody wciąż wzrastał, aż chłodna
ciecz okalała całe jej ciało z niemiłym uczuciem. Wiedziała, że
więcej siły w sobie nie znajdzie. Miała po prostu dosyć. Zaczęła
się szarpać, nie bacząc na siłującego się z klamką Sama.
Poszła w jego ślady, ale nic nie wskórała. Nacisk na drzwi był
zbyt silny. To naprawdę był koniec. Poczuła potworne zmęczenie tak
okrutne, że nie sposób było go zlekceważyć. A następnie silny
ucisk na klatkę piersiową, na płuca. Z wielkim trudem utrzymywała
świadomość, próbując ignorować ten irytujący spokój i ciszę.
W dużej części pomogły jej w tym niezidentyfikowane bliżej pasy
mieniących się bąbelków ostro przeszywających wodę z każdej
strony. W tej samej sekundzie zreflektowała się, iż były to
naboje z broni wycelowane prosto w nich. Spojrzała zszokowana na
zlewające się z błękitem wody oczy Sama. Mogłaby przysiąc, że
z emocji buzujących w jej ciele zaraz zwariuje. I mimo to jej
powieki z każdą cenną chwilą robiły się coraz cięższe i
cięższe. Miarowo wypuściła część zmagazynowanego tlenu i
bezwładnie zaczęła opadać w momencie, gdy ostrzał został
przerwany, wnioskując z sytuacji nie na szczególnie długi czas.
Może właśnie tak byłoby
najlepiej... jeżeli miała już rozpatrywać swoją śmierć
pozytywnie, to dużym walorem była cisza. Niestety w żadnym
możliwym razie nie chciała utopić się z Samem. To po prostu
uwłaczałoby jej stalowym zasadom. Resztkami sił wsparła się na
jego ramieniu i długo nie musiała czekać na odpowiedź. Poczuła
silny uścisk jego dłoni w tali i następnie została wypchnięta przez
otwór po szybie. Wszystko dookoła wirowało. Ciemności w
głębinach zapewne nie były jakąś nowością, lecz wciąż
zaskakiwało ją to, że niczego nie widziała. Straciła orientacje.
Nie miała już pojęcia gdzie jest góra, a gdzie dół. Jedyne co
jej mózg rejestrował to ciepłe objęcia chłopaka, ciągnące jej
zamarznięte mięśnie ku górze. Chciała wprawić w ruch swoje
ciężkie ramiona, lecz nie mogła. Pozostawiła
je bezwładnie falujące w głębi. Cała odrętwiała zaczęła
zatracać się, w tym wypadku, przyjemnej apatii. Wokół niej
znajdowała się tylko mokra, czarna nicość, przez którą nic nie
widziała i zaczęła się dusić. I nie przeszkadzały jej już ani
trochę obolałe, zsiniałe z zimna kończyny, chłód i egipskie
ciemności. Mając coraz liczniejsze mroczki przed oczami, wypuściła
ostatni zapas zaczerpniętego wcześniej powietrza. Gromada
srebrzystych bąbelków powędrowała w górę, zostawiając ją
daleko w tyle. Uśmiechnęła się gorzko i
wtedy naradę zaczęło brakować jej tak teraz upragnionego tlenu.
Wszystko w środku płonęło z braku powietrza. Zacisnęła swoje
sine od chłodu wody wargi i czekała na wynurzenie. Nic jednak
podobnego się nie stało. Walczyła żeby odruch zaczerpnięcia
powietrza poprzez otworzenie ust nie wygrał nad rozsądkiem. Nie
było to jednak coś nad czym mogła zapanować. Nie zdołała nic
zrobić, na miejsce pustki w jej płucach w końcu przeniknęła
żrąca woda . Wdarła się z impetem, powodując niemiłe
krztuszenie się. Zaczęła panikować, ponieważ płyn w jej
pęcherzykach płucnych powoli ją zabijał. Zachłysnęła się
jeszcze raz i dostała lekkich drgawek. Miotała
się na każde możliwe sposoby, lecz wiedziała, że to jej nic nie
przyniesie. Skostniały z chłodu uścisk zelżał, co od razu
spotkało się z gwałtowną reakcją Sama. Jeszcze mocniej ją do
siebie przyciągną, modląc się w duchu, żeby te drobne ciałko
jeszcze trochę wytrzymało. Z jej punktu widzenia było to wielce
wątpliwe. Resztkami sił próbowała odruchowo pozbyć się całej
zalegającej wody. O dziwo nie zaliczyła zamieszczanego w każdym
filmie króciutkiego seansu z całego swojego życia. Nie widziała
nic oprócz czarnej kurtyny głębi jeziora.
"A więc to już... Czy
miało to tak właśnie wyglądać?" - naszła ją odkrywcza myśl. I
w jednej chwili wszystko ustało. Była tylko ona, jej drętwiałe
powieki i... chwilowo nierozpoznawalny szum wody. Zdecydowanie hałas
ten można było określić dudnieniem. Niemniej jednak jej zmęczony
umysł nie brał tego pod uwagę. Nie zarejestrowałby nawet bomby
wybuchającej pięć metrów od niej. Rozluźniła wszystkie mięśnie
i jak szmaciana lalka została bezwładnie wypchnięta ponad
powierzchnię wody. Nasilający się
szum otaczający ją niemal z każdej strony i niewiele jaśniejsza
aura nocy, to do niej dotarło. Nie była jeszcze do końca świadoma. Lecz jedno
wiedziała na pewno - nie miała czasu na mimowolne duszenie się,
pragnąc wciągnąć jak największą ilość tlenu, gdyż w mgnieniu
oka została pchnięta w strumień jakiejś wody padającej na jej
głowę zaledwie przez sekundę. Swiat znów zawirował stajac w
swojej codziennej postawie, a jej uparcie zaciśnięte powieki powoli
się uchylały wraz z silnym kaszlem. Zasłoniła niemal całą twarz
dłońmi, pozbywając się resztek niechcianej cieczy z płuc. W
końcu uzmysławiała sobie po kolei co się z nią działo. Braki w
swojej wiedzy jak najszybciej uzupełniła szybkimi oględzinami i
oceną terażniejszej sytuacji. Ani trochę nie spodobały się jej
wyciągnięte wnioski. Wciąż była po ramiona w wodzie, nie
dosięgała dna i... na boga! była pod spodem jakiegoś wodospadu!
Chwila... wodospad był z betonu i miał dziwne zagłebienie w
kształcie kanału w którym właśnie przebywała. Szybko ogarnęła
wzrokiem cała resztę. Przewód ten ciągną się przez pokażną
długość, to na pewno. Mogła też powiedzieć, że na razie nie
widziała wyjścia, tylko wodę rzucającą na kontrastowo jasny beton
migoczące refleksy. Chlupała przy tym z roznoszącym się echem, a
wszystko to zagłuszał ogromnie głośny szum ściany wodnej
spadającej na gładką taflę. I ten właśnie "wodospad"
maskował cały tunel, który stanowił w tej chwili całkiem dogodne
schronienie. Megan odksztusiła ostatnią porcję lodowatej cieczy i
w ostateczności zwróciła uwagę na jeszcze jeden detalik. Sam
gdzieś przepadł, a jego obłapiające ją ręce razem z nim.
- Sam... - wycharczała przez wodę
wylewającą się z niej strumieniami. O tak, było jej pełno, w
niej, wszędzie dookoła. A że była noc, nie była w stanie
dostrzec własnego czubka nosa. Jedyne co odczuwała to powoli
ustępujący z jej płuc płyn. - Sam - wychrypiała rozpaczliwie, o
dziwo zaczerpując łapczywie powietrza. Nie doceniała tego
wspaniałego uczucia, które teraz ją przepełniało. To jednak nie
zmieniało faktu, że dreszcze jej nie przeszły, a wzburzona tafla
nie ułatwiała jej pozostania na powierzchni. Czując pieczące
drapanie w gardle, jakby milion igieł zostało na raz wbite w jej
krtań, nie poddawała się. Nie tym razem. Zmusiła się, żeby
pozostać na, a nie pod. Chociaż szanse były marne, żeby dopłynęła
do jakiegokolwiek brzegu, ba, ona nawet nie widziała wyjścia oprócz kaskady wody. Kolejne wzburzone grzbiety niemiłosiernie
smagały jej twarz, a Sama nigdzie nie było. Właśnie to sobie
uświadomiła - pomimo ciemności wiedziała, że go nie ma. Po
prostu, najbezczelniej w świecie utopił się bez jej pozwolenia,
albo chociaż słowa pożegnania. Mimo, że ledwo utrzymywała się
na powierzchni a przed chwilą o mało, co się nie utopiła,
wstrzymała oddech i zanurkowała na tyle, na ile pozwoliło jej
obolałe ciało. Nic nie widziała, oprócz gasnących świateł
terenowego samochodu, które swoją drogą były jakieś
kilkadziesiąt metrów głębiej. Gdy postanowiła udać się na
samobójczą misję, okrutny ból w mostku udaremnił jej to zanim
jeszcze spróbowała. Wynurzyła się sykiem wciągającego powietrza
i w miarę ustabilizowała swoją pozycję na tyle, żeby móc
patrzeć na tonące auto. To był zły pomysł, zdecydowanie zły...
- Ty zidiociały kretynie! AAA! -
ryknęła na całe gardło, mając głęboko zalewające ją
przypływy. Tak, to prawda - pałała do niego olbrzymim żalem. Ale
i jednocześnie znienawidziła siebie za to, że w obliczu takiej
sytuacji okazała się być za słabą. - Saaam! - spróbowała
jeszcze raz, choć była całkiem sama. Jedyne, co mogła zrobić, to
lustrować gasnące reflektory terenówki. Zaciągnęła się
lodowatym powietrzem i na chwilę zamilkła, nasłuchując
jakiejkolwiek odpowiedzi. Nic oprócz bezlitosnego szumu wody.
Gwałtownie opróżniła płuca z gazu, i wzięła głęboki wdech, i
następny, co przeszło w nierównomierne dyszenie, a później
zapowietrzenie. Jej dłoń odruchowo powędrowała do zsiniałych,
drętwych z zimna ust. Zacisnęła powieki najmocniej jak umiała i
skrzywiła się w grymasie bólu... robiła wszystko, żeby nie
uronić łzy, lecz na próżno. Wybuchła histerycznym płaczem, jak
nigdy. Nie miała pojęcia co dalej zrobić. Nie wiedziała, co czuć,
jak to okazać... Została na lodzie. - Nienawidzę cię! -
wykrzyknęła na całe gardło, aż usłyszała swoje ostre echo.
Odwróciła się do betonowej ściany i oparła o nie swoje zimne jak
lód czoło, a chwilę później do tego żałosnego obrazu dołączyły
pięści machinalnie obijające mur. Bez jakiegoś widocznego
rezultatu.
- Wiem... - sapnął za nią
znajomy głos.
Niezwłocznie odwróciła swoje
zdenerwowane oblicze i, ku jej zdziwieniu, znajdowała się
niebezpiecznie blisko Sama. Kolejne zaskoczenie - kolejne
zapowietrzenie.
- Ty płaczesz - zauważył
słusznie za pomocą blednącej oświaty światła. Jakkolwiek, na
jego twarzy nie ujawniało się ani krzty uśmiechu czy nawet
podenerwowania. Była tylko zsiniała, blada twarz owiana kamiennym
spokojem.
O boziuniu kochana, on ma plan.
Cholernie zły i cyniczny plan... - w mig wydedukowała to z tej
powagi, którą rzadko kiedy można u niego spotkać. Były to tylko
wyjątkowe sytuacje dotyczące śmierci, życia lub picia piwa.
- UGH! - zdołała tylko warknąć
zbulwersowana i zirytowana całym zajściem. Mimo, że był cały
przemoczony i zsiniały, a mokra koszulka przylegała do jego
imponującego sześciopaka... Chwila..., przecież tego tu nie było
– dokonała kolejnego przełomowego odkrycia, gdy ujrzała coś w
rodzaju ogromnego talizmanu zawieszonego na szyi chłopaka. W
mieniących się odbiciach wody nie dostrzegała go zbyt dokładnie,
lecz ewidentnie mogła stwierdzić, iż te złote cacko z ogromnym
wisiorem w kształcie kuli, świecące jak lampki świąteczne nie
należał do niego. Wpatrywała się w niego przerywając tym samym
swój atak złości, aż Sam skrzyżował ramiona na piersi, aby
schować biżuterię. Otrzeźwiło ją to natychmiastowo, jakby te
maleństwo miało własne oddziaływanie przyciągające. Przyjęła
manewr osłaniający jej skołowanie przy czym straciła równowagę,
lekko się podtapiając. Sam w ostatniej chwili złapał ją za ramię
i przytulił do siebie.
- Musimy się śpieszyć – urwał
oziębłym tonem i pchnął ją dość mocno, aby zrozumiała. -
Zacznij płynąć w prawo – poinstruował ją wciąż nie zdejmując
ręki z jej pleców.
- Ale to i tak twoja wina –
wyjęczała pod nosem opadając z sił. Nie minęła nawet sekunda
gdy pożałowała swoich słów. Poczuła okrutnie rozeźlony wzrok
utkwiony w jej osobie. Płynęła dalej, nie mając odwagi odwrócić
się do niego i dźwignąć te spojrzenie pełne pustej, aczkolwiek
morderczej złości. Mogłaby nawet rzec, że w pewnym sensie bała
się zrobić chociażby krok wiedząc, że Sam w każdym momencie
może zrobić coś głupiego.